czwartek, 28 listopada 2013

Porządki. Czyli, jak się narobić i nic nie zrobić.

Matka Rak nie jest ortodoksyjną wyznawczynią porządku. W domu zawsze jest "bezpieczny" bałagan. Bezpieczny, czyli bez kurzu i okruchów z glutenem. Nie to, żebym nie lubiła jak jest posprzątane! Ja nie lubię bałaganu, ale jeszcze bardziej nie znoszę sprzątania. I mam taki specjalny system odkładania przedmiotów trzymanych w rękach. Mianowicie, nigdy nie odkładam ich na miejsce. Zawsze gdzieś upycham mówiąc sobie w myślach- zaraz to schowam, to tylko na chwilę. Od czasu do czasu potrafię się zmobilizować i ogarnąć co nieco. Pod warunkiem, że jestem sama. Bo z Helką to idzie słabo. Helka pomaga, a jej pomoc nie tylko opóźnia pracę, ale momentami całkowicie ją uniemożliwia. Plan na wczoraj zakładał upieczenie bułek, wyczyszczenie lodówki, posprzątanie garderoby, i ogólne odkurzanie mieszkania. Udało się z bułkami i lodówką. Dzięki pomocy Helki. Pieczenie bułek to pikuś, przy odrobinie wprawy. Odmierzam składniki, wrzucam do miksera, formuję, czekam aż wyrosną i wkładam do piekarnika. Ot, cała filozofia. No chyba, że córka mnie wyręcza w części obowiązków. Wtedy trzeba doliczyć 45  minut na sprzątanie ciasta drożdżowego zewsząd.
 Tłumaczę Helce okutanej w za duży maminy fartuch:
- Zobacz, teraz mama odmierza mąkę. Jak w sypię ją do miarki, pozwolę Ci.....
- Ondaj! To moje! Puuuuuuciaj, Keli to...-wrzeszczy mała kuchta chwytając z całej siły torebkę z mąką.
Po chwili obie wyglądamy jak młynarzowe córy. Kichamy, prychamy i zanosimy się duszącym kaszlem. 
Krótka awantura i przechodzimy do kolejnego punktu. Woda. Matka wlewa ją do kubeczka, a dzieciak już się drze. 
-Kela leje gode! Mama nie!
No dobra, podaję zatem kubek Helce. Ta, jednym zamaszystym ruchem wylewa ją na ścianę, na podłogę i na nas dwie. Pamiętajmy, że wcześniej wszędzie była mąka. Teraz jest kluch. Do końca bułczanego procesu jeszcze kilkakrotnie pomoc Helki rujnuje mi plany. 
Kiedy z podłogi zostaje zeskrobana ostatnia pecyna ciasta, nie chce mi się już nic. I pewnie dałabym sobie spokój z resztą zaplanowanych czynności, gdyby nie to, że lodówka zaczyna żyć własnym życiem. Zaglądam i do głowy przychodzi mi pomysł na biznes- produkcja penicyliny. Aaaa, nieee. Na nią Helka też jest uczulona, a przynajmniej nadwrażliwa. Czyli odpada.Trzeba jednak posprzątać, zanim stacja epidemiologiczna zainteresuje się moją hodowlą. Helka się bawi. Może nie zauważy, że można poprzeszkadzać. Wyciągam półki i wkładam je do wanny. Stwór już jest obok. Jednak zauważył. Zostawiam wannę i idę umyć pustą lodówę. Po chwili z łazienki dobiega trzask i wrzask:
-myju, myju, myju!
Córka naparza plastykowe półeczki drewnianym trzonkiem od szczotki do zamiatania. Półeczki nie wytrzymują presji i pękają z cichutkim trzaskiem. Pomocnica z dumą w głosie oznajmia:
-Kela myju, myju! 
Wyrzucam trolla z łazienki, jestem zła. Dokonawszy oględzin zaistniałych zniszczeń wracam do kuchni. Na podłodze leży kostka masła. Druga spada ze stołu. Na stole siedzi Helka. Zrzuca z niego to, co postawiłam nań wyjąwszy z lodówki. Jest szczęśliwa. Zastanawiam się, czy ja jestem tak nieporadna, że nie potrafię przy niej sprzątać, czy ona jest jakimś złem wcielonym. Z najwyższym trudem kończymy lodówkowe porządki. Helka bez przerwy pomaga, więc jest to proces długi i żmudny. Kiedy dobiega końca jestem zmęczona, jakbym pracowała w kamieniołomie. Wraca Rak. Rozgląda się krytycznym wzrokiem i uprzejmie pyta:
- Co robiłyście cały dzień? 
- Leżałyśmy. 
- A nie można było trochę posprzątać?
Milczę. Zewnętrznie. Wewnętrznie wyzywam od najgorszych. Chwilę później Rak otwiera lodówkę. Zamyka i mówi:
- To dziwne. Wyjąłem stamtąd mleko i nic nie próbowało  złapać mnie za rękę. 
I tyle. Po chwilli słyszę z garderoby:
- Rany, naprawdę, mogłaś chociaż tutaj posprzątać...

 
 

7 komentarzy:

  1. Ja wczoraj wzięłam się za sprzątanie szafy. Kiedy moje dwa potwory wyczuły okazję do dobrej zabawy i "pomagania" mój misterny plan runął wraz z lawiną ubrań które wysypaly się po odsunięciu drzwi. Po chwili miejsce ubrań zajęły trole. Oba siedziały w szafie i za nic nie chciały wyjść. Bo "to nasza kryjówka mamusiu."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łaaaaa, czyli nie jestem nieporadna! Albo...nie tylko ja jestem;)

      Usuń
  2. To samo(o sobie :) ) pomyślałam po przeczytaniu Twojego wpisu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. przecież powszechnie wiadomo,
    że kobieta z dzieckiem cały dzień SIEDZI w domu

    OdpowiedzUsuń
  4. No to ja siedzę a nawet leżę cały dzień w domu ;) Ja już nawet nie udaję że próbuję sprzątać. Po prostu udaję że jest posprzątane ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. nie jesteś :)
    a swoją drogą, to musisz kiedyś Raka zostawić na jeden dzień z Helką i poprosić o posprzątanie tego i owego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. U nas jest "artystyczny nieład" :)
    Ale niedługo bierzemy się za świąteczne porządki, co przy Calineczce i tak nie ma sensu. ;)

    OdpowiedzUsuń