wtorek, 12 listopada 2013

Ciche dni ze Stephenem Kingiem.

Ciche dni w domu Raków nie są ciche. Bynajmniej! Są głośniejsze niż wszystkie inne. Okraszone fantazyjnymi inwektywami. Takimi, żeby: a) poszło w pięty, b) Helka nie zrozumiała i nie powtarzała. Rozumiecie? Zamiast: ty taki a taki parszywcu,  jest: ty odbiegający od normy intelektualnej, pozbawiony empatii, egoisto! Dzięki temu wybiegowi Helena poszerza zasób cenzuralnego słownictwa nawet kiedy starzy się kłócą. Tak trzeba. Kiedyś przez trzy dni bawiliśmy się wyśmienicie w zabawę o nazwie "bebilu". Helka biegała po domu wrzeszcząc: bebilu, bebilu, bebilu. Wyraźnie sprawiało jej to frajdę, jeszcze nas w to wciągnęła! No to skakaliśmy jak kozy wywrzaskując i wyśpiewując tego nieszęsnego "bebila".  Po trzech dniach odkryliśmy, że "bebil" to debil. Skąd go wytrzasnęła nie wiem ( ok, domyślam się ale wstyd przyznać). Dwa dni temu, po tym jak pięknie przyjęła balonik "na główkę" wykrzyknęła: odbiłam, ty głupku! Ojciec Rak wówczas lekko poczerwieniał na twarzy i wyszczerzył zęby. Prawdopodobnie mówią tak do siebie, kiedy nie patrzę. Ale tu nie o tym miało być....aaaa, no tak. Awantura. Matka Rak jest zła, obrażona i się nie odzywa. Nie będzie wnikać na forum o co poszło, ale jeśli myślisz ( WIEM, ŻE TO CZYTASZ), że mi przeszło to jesteś w błędzie. Nie przejdzie. Nie było przepraszam wtedy, kiedy powinno być i teraz urósł procent. I to porządny! Jak u lichwiarza! 
Kiedy się tak nie odzywam do Raka, czytam Lśnienie. W nocy. Jestem dopiero po kilku rozdziałach, ale jako, że wiem co będzie dalej już się boję. I oczywiście przed oczami cały czas mam gębę Nicholsona. Dopóki światło jest zapalone daję radę, kiedy gaszę, zaczyna się strach. Skrzypiąca podłoga, trzaśnięcie drzwiami u sąsiada, światło przejeżdżającego samochodu wyświetlające na ścianie jakiś "przerażający" rzucik. I REDRUM w lusterku widziane. To jest cena jaką płacisz za żywą wyobraźnię. Jest jeszcze cena, za nieodzywanie się do męża. Nie wypada się przytulać bo pomyśli, że ci przeszło. Ale jak się przytulisz, to mniej strasznie. Podejmujesz zatem próbę- przysuwasz się, żeby sam przytulił. Przysuwasz się niby przypadkiem. Objęcie ręką- dobrze. Przez chwilę jest lepiej, ale kiedy słyszysz cichutkie szuranie, przestaje wystarczać. Trzeba się przytulić mocniej. Tu następuje kolejna próba przechytrzenia przeciwnika- przytulasz się bez użycia rąk. Jeśli nie obejmiesz go, znaczy ,że to nie jest z twojej strony prawdziwe przytulanie, więc rano możesz dalej trwać w swoim obrażonym zacietrzewieniu. Rany, przez pół nocy wierciłam się i kręciłam próbując znaleźć ratunek przed Nicholsonem z zakrwawionym młotkiem do roque'a (taka kompilacja książki i filmu) w ręce. Tak się przytulałam nie przytulając ( ot, babska logika), że zasnęłam na dobre dopiero nad ranem. Lśnienie odłożyłam na półkę. Dopóki nie gadam z Rakiem nie będę czytała i robiła z siebie w nocy pajaca. 

1 komentarz:

  1. Oh skąd ja znam te "ciche" dni i podchody ;) Tyle że mnie złość dość szybko zawsze przechodzi, a mojej drugiej połówce niekoniecznie i teraz muszę kombinować jak tu go podejść, coby zapomniał o co miał nerwa (o ile to jego nerw był tym ważniejszym) :P

    **www.majerankowo.pl**

    OdpowiedzUsuń