piątek, 15 listopada 2013

O (nie)kochaniu siebie.

Przeczytałam sobie post o świeceniu przykładem. Z litością pomyślałam o nieświadomych mocy przykładu rodzicach. O tych, którzy notorycznie robią paskudne rzeczy, nie wiedząc,że mają one wpływ na ich dzieci. Bo dzieciak obserwuje, czuwa i się uczy. Najbardziej rzecz jasna uczy się wtedy, kiedy nie powinien. Trzeba na wodzy trzymać paskudne odruchy, wstrętne odzywki ( w ogóle język za zębami, bo wszystko toto powtarza i jeszcze wypaple), aleeee mnie to przecież nie dotyczy. Czasem wyrwie mi się przypadkiem jakiś "wuj" albo inna ciotka, ale to drobiazg-krzywdy dziecku nie zrobi. Zadowolona z siebie zapomniałabym pewnie o całym tym przykładzie dzieciom dawanym, gdyby nie taka historia...
Stoję sobie przed lustrem. Bokiem ( żeby się nad sobą poznęcać). Wciągam brzuch, a to co się nie dało wciągnąć dociskam mocniej rękami. - ooooo... tak byłoby dobrze. Jeszcze stąd zabrać z pół kilo, kilogram stąd...i wszystko w cycki! -ugniatam cielsko i patrzę z niezadowoleniem. W pewnym momencie czuję, że nie jestem sama. Obok stoi Helka. Stoi bokiem, uciska sobie łapkami brzuszek i nawet minę próbuje zrobić taką jak ja. Zmroziło mnie. -O głupia babo! Kretynko, patrz co robisz!- myślę sobie. Stoi takie malutkie obok. Najpiękniejsze na świecie! Wciąga sterczący brzuszek i uczy się! Że trzeba być zawsze niezadowolonym ze swojego wyglądu, że trzeba jęczeć, bo ma się tyłek a nie ziarenko kawy, że jak nie wyglądasz jak pani z gazety to nie możesz być ładna.  Przed oczami stanęły mi te wszystkie - jestem gruba, jestem płaska, mam wielki zad, jestem brzydka. I wstyd mnie zdjął. Taką lekcję daję córce. Ja, która zlikwidowałam telewizor, żeby dzieciak w wieku pięciu lat bawił się lalkami i samochodami, a nie w TapMadl! Ja, która w maturalnej klasie zrezygnowałam z jakiejkolwiek diety ( dosłownie. Przestałam jeść.) żeby doprowadzić się do stanu wycieńczenia i obrzydliwego wychudzenia. Ja, która uważam, że liczy się to co w środku. Ot, takam mądra! Dwuletniej dziewczynce wkładam do głowy bzdury które sprawią, że na trzecie urodziny poprosi o wagę a na piąte amfetaminę żeby szybciej chudnąć! A nawet jeśli nie, to takim postępowaniem uda mi się ją przekonać, że mama jest brzydka. Potem dorośnie i okaże się, że jest podobna do mamy ( bo przecież nie do Evy Longorii). Uzna, że sama też jest brzydka - jak mama właśnie. Powiększy grono nieszczęśliwych, nieakceptujących swego ciała kobiet. Będzie nieszczęśliwa! Przeze mnie!!!   O nie. Na to nie pozwolę. Od dzisiaj, mam ponętny ( nie gruby) kufer, kobiecy ( nie tłusty) brzuch oraz uroczy ( nie zadarty) nos. Ta mała kobietka nie usłyszy już ode mnie  słowa skargi. Od dzisiaj w ramach okazywania miłości córce, zacznę okazywać ją sobie! Niech rośnie przekonana o mojej a przy okazji swojej wartości i urodzie! Taki będę dawać przykład. A teraz dobranoc. Idę do Raka, wypróbować mój świeżo nabyty seksapil i wymuszać komplementy. 

6 komentarzy:

  1. trzymam kciuki kochana ,aby było tak jak sobie planujesz :*
    ja dzięki Bogu mam syna ,mogę więc sobie narzekać do siebie do woli ..gdybym miała córkę ,to chyba sama nie dałabym rady ..

    OdpowiedzUsuń
  2. i bardzo dobrze, tak trzymaj, bo nas pięknych jest tak niewiele ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. powodzenia w dawaniu przykładu. Nie jest to łatwe, ale starać się trzeba. Na każdym kroku robimy coś zupełnie nieświadomie, co któregoś dnia nasze dziecko zacznie naśladować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Żaneta, dzięki za ten wpis! Po prostu wieeelkie dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny wpis. My z M. też czasem musimy sie opanować coby złe nawyki nie przeszły na nasze misiaki..najgorsze że zazwyczaj te odruchy są tak silne i człowiek sobie nawet sprawy nie zdaje jaki mogą mieć wpływ na te dwa kicające po podłodze brzdące...

    OdpowiedzUsuń
  6. tak, tak, tak :) (czyta się Ciebie doskonale)
    najbardziej nie chciałabym przekazać dziecku niewiary w siebie, marudzenia, oceniania co dobre a co złe. nic tylko zmienić siebie, łatwizna!

    OdpowiedzUsuń