sobota, 13 lutego 2016

Love krowe. Jak to robią małżeństwa.


 ***
-pamiętasz naszą rozmowę o kwiatach?
-tak.
-pamiętasz co mi obiecałeś?
-tak.
-a wiesz, że minęło od niej już pół roku?
-tak.
-to gdzie do cholery są moje kwiaty bez okazji?!
-skarbie, każdego dnia próbuję. Włączam Wikipedię i sprawdzam, czy to już. I wiesz co? Każdego dnia jest jakaś okazja! Jak nie dzień łapania za dupę, to święto niepodległości Argentyny!

***
-kochanie, nie chciałabyś poczuć wiatru we włosach? Nie chciałabyś, żebym zabrał cię w podróż gdzie oczy poniosą? Nie chciałabyś...
-nie, nie możesz kupić motocykla.
-aaaaaaaaaa!!!
***
-ej, Raku, popatrz na mojego nowego powiększającego puszapa.
-o w mordę! To jest oszustwo i powinno być karane!

***
-czy ty nie wiesz, że ta czerwona migająca bateryjka w rogu telefonu oznacza, że telefon jest GŁODNY i trzeba go naładować?!
-wiem.
-to dlaczego nigdy tego nie robisz?!
-bo nie muszę.
-co?!
-on się sam ładuje.
-jak?
-nie wiem, ale codziennie rano stwierdzam ze zdziwieniem, że jest podłączony do ładowarki, a ja go przecież nie podłączam.

***
-zrozum, nie stać nas teraz na motocykl.
-niezupełnie, bo jakby wyjąć pieniądze z naszego konta oszczędnościowego...
-jakiego konta?
-oszczędnościowego. Tego, na którym odkładamy pieniądze.
-coś mi tu nie gra. My mamy konto oszczędnościowe? A ja nic o tym nie wiem?!
-gdybyś o nim wiedziała, to ono by nie było oszczędnościowe!

***
-mamooo, nigdy ci nie powiemy co dla ciebie mamy na balentynki!
-błagam, powiedzcie! 
-eeee.... taką specjalną pompkę do pompowania... pipki! Hahahahaha!
-zabrałeś czterolatkę do sex-shopu?!
-zgłupiałaś?! Ja nie wiem co ona znowu wymyśliła! Nie kupiłem niczego w sex-shopie.
-łeeeeee...szkoda...

***
-myłaś zęby moją szczoteczką?
-żartujesz? Brzydziłabym się!
-myłaś zęby moją szczoteczką!
-tak, bo moja się rozładowała! Zresztą, podmieniłam końcówki, więc skąd wiesz?
-oznaczyłem.

***
-wiesz, zrobiłam to zamówienie w drogerii i jakoś tak... wydało mi się za dużo pieniędzy.
-to znaczy?
-dużo za dużo.
-dokładniej?
-więcej niż przedwczoraj w tym sklepie z bielizną.
-o w mordę!
-nie jęcz!
-ok, tylko wiesz co mnie zadziwia? Jak można wydać tyle pieniędzy na takie niepotrzebne pierdoły? 
-już zmieńmy temat!
-dobra, muszę podejść do paczkomatu.
-po co?
-przyszły spodnie do futbolu amerykańskiego, ochraniacze i jeszcze sobie kupiłem taki fajny.... dlaczego tak patrzysz? Co ja takiego powiedziałem?

***
-mamooo....
-powtarzam ci! Nie mamo, tylko tatooo! Wołaj tato, jak tata jest w domu.
-jak chcę pić to tez?
-tak!
-a jak zlobię kupę?
-zwłaszcza jak zrobisz kupę.
-ej, wy dwie! Co robicie?
-nic nic, takie tam babskie pogaduszki...

***
-Żaneta!!! Dlaczego nie wyrzuciłaś przeterminowanego jogurtu z lodówki?!!!!
-Michał!!! Dlaczego nie wyrzuciłeś przeterminowanego jogurtu z lodówki?!!!!
-w sumie... racja.

***
- w życiu mężczyzny przychodzi moment w którym musi postawić na swoim, nawet wbrew całemu światu. Ja jednak kupię ten motocykl.
-nie odważysz się.
-skąd ta pewność?
-a potrafisz wyobrazić sobie jaką byłabym eks żoną?
-o kurwa, wygrałaś!

poniedziałek, 8 lutego 2016

Kurza ślepota Vs potęga wyobraźni.

-Heleno, powtarzam po raz setny: ZAŁÓŻ BUTY! Za moment musimy wyjść z domu.
-mamoooo! Zalaz, jezdzę na koniu! Spójz, jest niebieski i ma tęcowy ogon! Jadę z nim do blokacialni, zeby poblokatować mu kopyta!-rzecze nieco urażona matczynym pokrzykiwaniem Helka.
-córeczko, załóż buty, bo znów się spóźnimy.-cedzi przez zęby Matka Rak, jednocześnie tuszując sobię rzęsy  prawego oka. W tym momencie Helka z impetem rzuca się na drzwi wejściowe. Głośne ŁUP sprawia, że ręka matki uzbrojona w uczernioną szczoteczkę drży. 
-Helu...- nie dane jest kobiecie skończyć, gdyż córka przemknąwszy przez korytarz i otwarte drzwi łazienki rzuca się barkiem na kabinę prysznicową. Tym razem to już nie jest ŁUP. To potężne JEB! Szczoteczka od tuszu ląduje w oczodole i w tym samym momencie kończy się resztka cierpliwości. Helka bynajmniej, nie traci czasu. W kilku susach na powrót przemierza korytarz i rzuca się na drzwi, po czym pokonuję tę samą co poprzednią trasę i podejmuje kolejną próbę zdemolowania kabiny prysznicowej. ŁUP JEB ŁUP JEB!
-Co Ty wyprawiasz?! Zwariowałaś?! Natychmiast przestań i załóż te przeklęte buty!!!!
Helka staje w bezruchu i oczami pełnymi żalu wpatruje się we wrzeszczącą matkę.
-ale... mamuniu... koń mnie poniósł i nie mogę go postsymać! Cy ty naplawdę nie widzis?
 Mrugnąwszy kilka razy rozmazanym i załzawionym okiem kobieta zdała sobie sprawę z przykrego faktu- nie widzi. Oślepła. Ona! Ta sama, która wpatrując się w gwiazdy machała do Małego Księcia i widziała wyraźnie, że on  odmachiwał! Jak to się stało? Kiedy z dziewczynki która z koca w kratkę i krzeseł budowała sobie najprawdziwsze marmurowe pałace zmieniła się w ślepą kurę, dla której wytuszowanie rzęs jest ważniejsze niż ratowanie córki przed zdziczałym poniaczem? Coś jakby wstyd i żal pojawiło się w sercu Matki Rak i w jednej sekundzie wyparło całą złość, która jeszcze przed chwilą buzowała w każdej komórce. I może to ten wstyd, a może wygięte w podkówkę usta i pełne żalu spojrzenie, a może po prostu łzawienie wywołane włożeniem szczoteczki do oka sprawiło, że wzrok kobiety poprawił się i wyostrzył. I oto stał przed nią! Niebieski jak wieczorne niebo i dziki jak wyobraźnia która go zrodziła!
-nooo, tak nie będzie! Żeby jakaś wściekła  chabeta rzucała mi dzieckiem o ściany?! Złapmy tego dzikusa!
Twarz Helki rozpogodziła się w ułamku sekundy.
-ale jak?! On jest za silny!
-mam lasso!
-mamoooo, to jest magicny koń!
-a moje lasso to nie? Ty wiesz z czego ja je zrobiłam?
-lasso to snurek...
-oooooo nie! To nie sznurek, to... warkocz najprawdziwszej komety! Specjalnie do łapania magicznych niebieskich koni.
-łaaaaaaał! Daj potsymać! Ja chcę, ja chcę!

Kilkanaście minut później wyszłyśmy z domu. Uśmiechnięte, szczęśliwe i mocno spóźnione. To zrozumiałe. Wie o tym każdy, kto próbował zagnać magicznego rumaka do "masyny uspokajającej dla nanibnych koniów". Całe szczęście, po zastosowanej kuracji zwierzak stał się do rany przyłóż. Wyszłyśmy we trzy z klatki schodowej. I wiecie co? Ślepi przechodnie  nie raczyli spojrzeć na niebieską klacz o imieniu Amelia. Ale to jeszcze nic! Pozostali ślepi nawet, gdy Amelce wyrosły srebrzyste skrzydła i szybowałyśmy ponad parkiem. A wystarczyło spojrzeć w górę...;)