poniedziałek, 29 grudnia 2014

Matki Rak coroczny bilans zysków i strat.

Czas rozliczyć się z Rokiem Staruszkiem. Zanim jednak zliczymy zyski i straty, opowiem Wam pewną historię...

Rzecz działa się na kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia. Szczęśliwa, choć niezbyt majętna rodzina  świętowała mały sukces. Głowa tejże komórki społecznej przytachał do dom butelkę dobrego wina i rzekł co następuje: przełożony bardzo zadowolony z postępów i zaangażowania pracownika wysłał już do zarządu poemat pochwalny, oraz obiecał porządną umowę oraz podwyżkę. Rodzina niemal natychmiast rozdysponowała przyszłą nadwyżkę finansową. Taki prezent świąteczny to nie byle co! Konsumpcję winiacza uskutecznili tuż po położeniu potomka spać. I to był ostatni beztroski wieczór starego roku. Dwa dni później Głowa przyniósł do domu nowe wieści:
- wybieraj co najpierw, dobre, czy złe?
-dawaj złe!- rzekło Serce rodziny nie spodziewając się niczego prawdziwie złego.
-straciłem pracę. Zarząd nie podpisze mojej umowy, bo planują cięcia. -odrzekł Głowa siląc się na normalny ton.
Serce wpadło w arytmię, depresję i stan przedzawałowy. Nieświadomy niczego Pępek rodziny skakał wesoło wokół choinki. Powiało grozą. Serce natychmiast rozpoczęło fatalne projekcje: oto stoi z małym, okutanym szmatami Pępkiem przy koksowniku pod mostem. Albo to: trzyma się kurczowo framugi drzwi do niespłaconego mieszkania, a komornik w asyście policji ciągną ją za nogi. I jeszce: blady, bezglutenowy Pępek odżywia się wyłącznie ziemniakami i ryżem, wpada w anemię i choruje. Serce już ma zatracać się w dalszym dramatyzowaniu, kiedy nagle przypomina sobie, że miało być jeszcze coś dobrego!
-dawaj to dobre.
-mam na oku nową pracę.- rzecze Głowa. -dostałem propozycję kilka dni temu. Odrzuciłem ją, bo to daleko stąd i nie chciałem Was zostawiać. Teraz to chyba nie mam większego wyboru. Dzwoniłem już, to nadal aktualne. Umówiłem się na rozmowę.
I tak radość z nadchodzących Świąt zmieniła się w niepewność, strach i oczekiwanie. Nowa, niepewna posada na drugim końcu kraju, perspektywa rozłąki i finansowa dupa- oto jak kończył się rok 2013. 

W kolejny rodzina weszła zdekompletowana pracą "na wyjeździe", osłabiona i rozbita. Bo jak to? Jeśli człowiek robi coś dobrze, jest solidny, pracowity i lojalny, to jak można mu za to zaserwować kopa w tył?! Jeśli człowiek zadecydował dawno temu, że pieniądze nie są warte rozłąki, tęsknoty i dziecięcych łez, to jak można go zmusić do tego, od czego uciekał za wszelką cenę?!

Serce fatalnie znosiła rozłąkę. Że się do niej nie nadaje wiedziała od zawsze, ale kiedy przyszło się z nią zmierzyć, okazało się, że jest jeszcze gorzej niż się spodziewała. Najgorzej było podczas kolejnych szpitalnych eskapad. Łatwiej znosić stres i łzy Pępka, kiedy w obwodzie kręci się  silny i solidny Głowa.

Na pół roku Serce i Pępek straciły Głowę. Nauczyły się obsługiwać piec i sterować ogrzewaniem, tachać ciężkie torby z zakupami i żyć tylko we dwie. Głowa wpadał oczywiście do domu, ale już jako gość. Po sześciu miesiącach kupione za straszliwy kredyt mieszkanie przestało cieszyć metrażem i standardem. Stało się wyłącznie tym, czy jest w istocie- zbiorem pomieszczeń i sprzętów. Serce bez Głowy zmieniło się w strachliwy kłębek nerwów. Ogłupiały Pępek przeżywał rodzicielskie huśtawki nastrojów. Głowa schudł i zbladł. Wóz, albo przewóz- stwierdzili pewnego dnia i spakowali walizki...

Tym sposobem w życiu Matki Rak rozpoczął się nowy rozdział. 2014 to dla niej rok pełen zmian i trudnych wyborów.

 Co straciła?

-sypialnię ( w wynajmowanym mieszkaniu nie ma na nią miejsca),
-dziesięć kilo ( stres robi swoje ale skutki uboczne cieszą),
-złudzenia (myślała, że jest w stanie zaplanować swoje życie, serio!).
  
Co zyskała?

-siłę (już wie, że nie złamie jej "byle co"),
-mądrość (nie, że tak w ogóle, ale pewną życiową. Dopiero piąty rok małżeństwa uświadomił jej na co się porwała. Wcześniejsze lata były związkiem "na dobre". Ciężki rok pokazał ile to wszystko warte. Co ciekawe, przetrwanie złego zbliża mocniej niż wszystkie przyjemności świata),
-optymizm (nie wiadomo gdzie wyląduje za kolejne pół roku, możliwe, że wróci na stare śmieci, albo podąży za Rakiem na kolejne kontrakty. To nie ma znaczenia. Bez względu na to gdzie wyląduje, wyląduje tam z Głową i Pępkiem, a to najważniejsze).


I tyle. Stary Rok dał się we znaki. Zburzył mój świat i pozwolił odbudować go na nowo-cegiełka po cegiełce. Ta żmudna robota pokazała mi samej ile jestem warta. Więcej niż sądziłam.
Początek fatalny, znakomity finisz. Oto bilans Matki Rak.







czwartek, 18 grudnia 2014

Co? H2O!

Jak wiecie, ja i Helka jesteśmy blogerkami. Wiadomo też, że blogerki testują najróżniejsze dobra, dzielą się spostrzeżeniami i dostają intratne propozycje od wielkich koncernów, po czym robią zawrotną karierę i stają się bywalczyniami salonów i Pudelka. Wiadomo też, że nam dwóm taka świetlana przyszłość nie grozi. Nie ma się co dziwić, jak człowiek zaczyna karierę od zajadłej krytyki najsłynniejszego producenta jeżdżąco-świecących pierdół...wróć...zabawek na świecie, to niech się potem nie dziwi, że drzwi do sławy zatrzaśnięte przed nosem. No strzeliłyśmy sobie w kolano, niech będzie. Pogodziłyśmy się już z tym, że za free to tylko anonimowego hejta można dostać, aż tu nagle...propozycja dołączenia do grupy testujących. W myśl zasady, że za darmo to i ocet słodki, zgodziłyśmy się zanim powiedzieli co mamy testować. Szczęściem, nie przysłano nam maści na hemoroidy ani kremu na odparzenia, a dzbanek filtrujący. Co z tego wynikło? Już piszę:

Testerka 1: Helka.

Testerka nie obciążona żadnymi szkodliwymi mitami, kreatywna, uwielbiająca doświadczenia.

Stwierdza co następuje:

Zalety:

Dzbanek filtrujący DAFI doskonale sprawdza się w charakterze pojemnika na stare wysuszone kasztany. Doskonale sprawdza się również jako tuba, kiedy wrzeszczy się do niego : wchała na wysokości, wchała na wysokości a pokój na ziemiiii!
Produkt wysokiej jakości, przeszedł wszystkie krasztesty ( trzy razy huknął ze stołu na kafelki).

Wady:

Z racji swojego kształtu nie nadaje się do założenia na głowę, nie może być zatem kapeluszem, rycerskim hełmem, ani czarodziejską tiarą.

http://www.dafi.pl/nasze-produkty/dzbanki-do-filtrowania/astra-30-l/


Testerka 2: Matka Rak.

Testerka mocno obciążona szkodliwymi mitami na temat picia nieprzegotowanej wody. Do niedawna jej hobby było wyparzanie wszystkiego, co miało trafić w ręce Testerki 1. Leniwa. Kreatywność zerowa. Jedyne zastosowanie dzbanka, jakie udało jej się wymyślić to nalanie do niego wody.

Stwierdza co następuje:

Zalety:

Zmniejszenie osadzania się kamienia w czajniku elektrycznym przy stosowaniu filtrowanej wody to FAKT. A nie wierzyłam.

Filtrowana woda z kranu nadaje się do picia, nie ustępuje smakiem butelkowanej i NIE WYWOŁUJE groźnych chorób. Też nie wierzyłam. Do dziś boję się zapalenia opon mózgowych, jakie miała wywoływać kranówka. Fakt, mówiono tak ponad dwadzieścia lat temu, ale ja mam niestety świetną pamięć.

Kiedy pijasz filtrowaną kranówkę, nie pijesz wody butelkowanej. Co za tym idzie, nie płacisz za nią, nie taszczysz zgrzewek do domu (to kłopotliwe, zwłaszcza w domach, w których pije się dużo wody), nie wynosisz stosów butelek (tu włącza się jeszcze aspekt ekologiczny). Tak po ludzku- mniej roboty i oszczędność( miesięczny filtr to koszt około 9 złotych)

Wady:

Dzbanek nie jest samodzielny. Nie potrafi wymienić sobie filtra, a co gorsza, nie chodzi po niego do sklepu.  A powinien!


Reasumując, polecamy. 

Testerki O MATKO I CÓRKO...;)







czwartek, 11 grudnia 2014

Quo vadis, Helko?

 Córeczko!

Wyznaczyłam cel sobie i Tobie. Ja mam wychować silną, odważną i empatyczną kobietę. Ty masz na nią wyrosnąć. W tej podróży nie ma GPSa. Błądzimy po omacku. Mamy jednak cel-a to już coś, nie zmierzamy donikąd. Co i rusz zatrzymujemy się, aby zapytać o drogę, upewnić się, że nie błądzimy. Czasem bardzo się boję, bo wokoło las gęsty i ciemny. Wtedy jednak Ty pokazujesz mi drogowskaz-spójrz mamo, dobrze idziemy! Czasem tym drogowskazem jest jeden czuły gest wobec lalki, misia, innego dziecka. To, że  tak jak wczoraj podnosisz z ziemi pomarańczę, aby podać kobiecie, której wypadła. Sama z siebie, ot tak. To u Ciebie naturalne, jak buziak z rana. Albo wtedy, gdy myślałam, że przez moje podejście wyrośniesz na ofiarę losu! Tłumaczyłam, że na placu zabaw trzeba czekać na swoją kolejkę. Uwierzyłaś, bo przecież zawsze mi wierzysz. Stałaś jak sierotka Marysia, a inne dzieci jedno po drugim odpychały Cię i wyprzedzały. Byłam w kropce. Załamywałam palce i zastanawiałam się, czy nie kazać Ci popchnąć, wyprzedzić, nie dać się. Pewnego dnia sama doszłaś do właściwych wniosków. Chłopiec przerastał Cię o głowę, a Ty mimo to "zczyściłaś" go jak mamuśka. Do tej pory pamiętam minę mamy chłopca, kiedy maleńka dziewczynka trzymając jej synka za rękaw krzyczała: chłopcyku, telas moja kolej! Nie wolno się wpychać! Cy ty chces być łobuzem?! Od tamtej pory jestem spokojna. Widzę, że świetnie sobie radzisz. Nie usłyszysz ode mnie popchnij, wepchnij się, oddaj mu, mimo to wiem, że ofiarą losu nie będziesz. Skąd wiem? Bo nie usłyszałaś i nie usłyszysz również innych rzeczy: co wolno wojewodzie, to nie tobie..., nie interesuj się, nie masz prawa. Ty masz prawo! Nie jesteś ani ważniejsza ode mnie i taty, ani mniej ważna. Masz swoje miejsce, swoje obowiązki i swoje prawa. Ja decyduję o tym, co oglądamy, co kupujemy, dokąd wychodzimy, Ty decydujesz w co się bawimy, które spodnie na siebie zakładasz, co zjesz na śniadanie. Czasem słyszę, że to źle, że wejdziesz mi na głowę, że będziesz okropna. Nie wierzę w to. Już byś taka była, tymczasem jest dokładnie na odwrót. Każdy kto spotka Cię osobiście widzi, że nie ma w tobie ani krzty agresji, złośliwości i roszczeniowej postawy. Jesteś hałaśliwa, ruchliwa, głośna. No i pomysły masz absolutnie kosmiczne Ale jaka masz być? Twój tata nie potrzebuje megafonu, żeby na sąsiedniej ulicy słyszeli co mówi mi szeptem do ucha. Mama...no cóż,buzia jej się nie zamyka.
Nie znasz dyscypliny, rygoru i moresu. Znasz jednak konsekwencje. Nie wprowadziliśmy Ci miliona zasad i zakazów, bo sami nie potrafilibyśmy ich respektować. Wprowadziliśmy kilka, które dotyczą nas wszystkich i którzych staramy się trzymać:
-Nie wolno robić krzywdy NIKOMU. 
-Nie wolno mówić "nie umiem" zanim się spróbuje.
- Dbamy o swoje zabawki. 
-Trzeba się kochać i szanować. 
-Musimy ze sobą rozmawiać i często się przytulać.
-No i staramy się nie siorbać przy jedzeniu, ale tacie nie zawsze wychodzi.

Wiem, że nie jesteś na tym świecie dla mnie. Nie mogę i nie chcę wychować Cię na moje potrzeby i na moją miarę. Nie mogę zdecydować dokąd pójdziesz, gdy pewnego dnia staniemy na rozdrożu i okażę się, że dla mnie przejścia nie ma. Pójdziesz sama. Chcę Cię na tę drogę wyposażyć. Nie w komplet ekskluzywnych, wypełnionych po brzegi walizek. Nie jesteś przecież tragarzem. Życie to podróż, a nie zorganizowana wycieczka z pilotem. Masz być więc prawdziwym globtroterem, a ja dam Ci na drogę niewielki tobołek. Nie będzie Ci ciążył. Włożę do niego odwagę, siłę i empatię. Myślałam, że moje serce też, ale ono jest przecież zbyt ciężkie od trosk, lęku o Ciebie i czasem niezbyt mądrej miłości. Z pewnością by Ci ciążyło. Zostawię je zatem sobie, tak abyś miała do czego wracać.

Dlaczego w ogóle o tym piszę? Bo dziś rano, po raz kolejny pokazałaś mi drogowskaz. Zboczyłam ze ścieżki. Ty nie. Nie byłaś bardziej hałaśliwa, żywiołowa, czy upierdliwa, niż zwykle. Ja miałam za to mniej cierpliwości i bolała mnie głowa. Wrzasnęłam paskudnie. Złość wypełniała mnie jeszcze wtedy, gdy mój wrzask przebrzmiał w naszych uszach.
-uspokój się, mamo. Na dzieci nie tseba ksyceć. Dzieci tseba kochać.

 Jak to jest, że choć masz tylko trzy lata, mówisz rzeczy mądrzejsze, niż większość dorosłych których znam?  Jestem z Ciebie dumna, córeczko.

Mama.

czwartek, 4 grudnia 2014

Mikołaj do lamusa.

Matka Rak jak zwykle, nie w temacie. Zajęta przedświąteczną ewangelizacją Helki, klejeniem papierowych łańcuchów oraz pisaniem listów do Mikołaja, nie zauważyła, że przez środowiska rodzicielskie przewala się nowy trend. Znów jestem passe. Okazało się bowiem, że uwaga, uwaga: MIKOŁAJA NIE MA! Że nie przynosi prezentów, to ja się sama domyśliłam, bo od kilku lat regularnie czyści mi konto, ale żeby tak definitywnie-nie ma i już?! Od razu nasunęło mi się pytanie: cóż ty matkom zrobił, Mikołaju? Dlaczego chcą Cię uśmiercić, dlaczego chcą Cię wyrzucić z dziecięcych serduszek i wyobraźni? Odpowiedź uzyskałam dość szybko. Na jednym z portali wyczytałam co następuje:
Mikołaj nie istnieje. Nie przynosi prezentów, nie fruwa saniami, nie pcha grubego tyłka przez komin,ani nawet nie lubi mleka i ciasteczek. Jest kłamstwem, a dzieci nie wolno okłamywać. Okłamywanie dzieci zemści się w przyszłości, kiedy to odkryją brutalną prawdę. Zawód, jaki odczują będzie rzutował na dalszych relacjach z rodzicami. Poczucie destabilizacji, zagubienie i utrata zaufania do rodziców-to już krok w stronę uzależnień, złamanego życia, śmierci z przedawkowania itd., itp. Nie kłamię. Z tymi uzależnieniami to trochę dodałam dramatyzmu, ale reszta się zgadza. A więc, od dziś, kochani moi, nie okłamujemy dzieci! Na początek spalmy dziecięce biblioteczki. Do pieca z Alicją, Piotrusiem, Małym Księciem! Zwęglić baśnie i bajki! Na stos z wróżkami, elfami i resztą bajkowej hałastry! Następnym krokiem będzie naturalnie puszczenie z torbami Walta Disneya. Nosz chyba nikt nie nakładł do dziecięcych głów więcej kitu, niż on. Kiedy z ostatniego Disneylandu zostaną już tylko zgliszcza, czas zająć się wychowaniem. Bez kłamstw! Na dzień dobry, będę zmuszona wyznać Helce w pierwszy dzień szkoły:
-córeczko, od teraz czeka cię ładnych kilka lat zawracania tyłka. Pierwsze klasy będą nawet przyjemne, a potem zapał ci się skończy. Będziesz jeść surowe ziemniaki, moczyć termometr w herbacie i kombinować jak koń pod górę, żeby tylko tu nie przyjść! 
Albo taka wizja:
Ośmioletnia Helka:
-mamusiu, jak dorosnę zostanę modelką!
-zgłupiałaś? Spójrz na mnie! Z Twoimi genami, to będziesz miała metr sześćdziesiąt w kapeluszu i dupsko jak szafa trzydrzwiowa.
Albo dalej, Helka nastolatka:
-mamo, czy w tym świecie możliwa jest prawdziwa wolność jednostki?
-taaa. Pod warunkiem, że starzy ci nie wykopyrtną  przed spłatą hipoteki. Jeśli zostawią ci mieszkanie, to po całym roku tyrania będziesz mogła wyjechać na tydzień w Bieszczady. Tyle z wolności.
Nawet nie chcę myśleć, co musiałabym jej powiedzieć w dniu ślubu!
Ładna wizja, co? No wyobraźcie sobie, że od dziś mówimy dzieciom całą prawdę: synek, zjedz ten paskudny obiad ze słoiczka. Śmierdzi i sama bym nie tknęła, ale ty jedz!
albo:
...i wtedy wilk rozszarpał babcie. W dawnych czasach mówiono, że połknął ją w całości, dzięki czemu przeżyła w jego brzuchu, ale to nieprawda. Nie dałby rady, a nawet gdyby i tak by umarła. Soki trawienne są bardzo żrące...

Noooo, kochani! Ja postoję. Dalej będę wykładać kasę za Świętego. Dlaczego? Bo przeraża mnie wizja ograbienia Helki z tego, czego sama miałam pod dostatkiem: radosnego oczekiwania, spoglądania w niebo, pisania listów. Wierzyłam. Gorąco wierzyłam. Nawet kiedy wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że coś tu nie gra, wierzyłam tak długo, jak było mi to potrzebne. Aż pewnego dnia dotarła do mnie prawda. Może nawet faktycznie trochę bolało. Chyba powinno. W końcu to dorastanie.