środa, 20 listopada 2013

Normalna rodzina...

Po tym, jak obsmarowałam bezlitośnie Raka na fejsbuniu, postanowił się zemścić. Tak długo i tak często mierzył sobie temperaturę, że w końcu udało mu się siłą woli poruszyć zegar termometru. 
- Ha! 36,8 ! -wykrzyknął radośnie- To jeszcze nie jest gorączka, ja to wiem, ale czuję, że słabnę!
- Daj spokój! 02 stopnia ponad normę, to nadal norma.- mówię przewracając oczami.
-No to patrz! Teraz będzie większa!-wykrzykuje i znowu wpycha sobie Helkowy termometr pod pachę.
-Pik pik- krzyczy urządzenie. Na wyświetlaczu odczytujemy wynik 36,9. Twarz Raka przybiera zbolały wyraz. Po chwili zauważam błysk tryumfu w jego oczach. Ten tryumf działa mi na nerwy. Małż patrzy na mnie takim wkurzającym wzrokiem. Miesza się w nim rzeczony tryumf, cierpienie, wyrzut i poczucie wyższości. Na to pozwolić nie mogę! Resztki rozsądku opuszczają moją głowę. Wyrywam Rakowi termometr z ręki i wkładam sobie pod pachę. 
-Ja ci pokażę! Nie będziesz mnie wkurzał!- mówię, kuląc się w rogu kanapy. W myślach przywołuję wszystko co gorące. Lawa...wulkan....czajnik na gazie...wielki buchający parą piec....Pik, pik-37.
-Juhuuuuuu! I co, łyso? Cieeeeeenias!- tak. Jestem dorosłą kobietą. Matką i żoną. Na mój okrzyk Rak ponowie zabiera się do mierzenia. Pik,pik-37,8. 
-Jestem chory! Mówiłem od początku! No i masz! Dobrze, że się zatrzymałem, bo mógłbym dobić do 40!
-Oddawaj to!-mówię i wytężam umysł. Jestem Rozalką z Antka. Siedzę w chlebowym piecu, czuję gorąco...pik, pik-36,9. Fuck! Za mało. Rak skacze jak dzikus. Taniec radości. Nagle zatrzymuje się i rzuca na kanapę.
-Dobra, a teraz biadol!
-Co?
-Biadol! Rozczulaj się nade mną. Mów, że jestem biedny, dotykaj ręką mojego czoła i rób zatroskaną minę! To pomaga.
Niezadowolona zaczynam biadolić. W końcu przegrałam, trzeba zachować twarz.
-Ojej, mój biedulek....
-Źle! To ma być z serca, żebym wiedział, że ci mnie szkoda.
-Ale mnie nie jest szkoda. Wcale mi cię nie żal...

Tymczasem na miniaturowej kanapie w kwiatki siedzi Helka. Niezdrowe wypieki wypełzają jej na policzki. Nawilżaną chusteczką próbuję opanować cieknące z nosa smarki. Niezdarnie rozciera je po całej twarzy. Nie skarży się, choć ciężko jej oddychać przez zatkany nosek. Badawczo przygląda się poczynaniom rodziców. Co sobie o nich myśli? Chyba lepiej nie wiedzieć...

Ps. Rak dobił do 38. Omal przy tym nie umarł. Nie chciał wziąć leku zbijającego gorączkę, żebym przypadkiem go nie wyprzedziła.

10 komentarzy:

  1. Siła umysłu jest jednak potężna!

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG... Ależ te chłopy to... ;) Każda żona chyba zna ten przypadek kiedy to wraz ze wzrostem temp. ciała małża do drzwi puka kostucha ;)
    Ps. U nas też chorubsko. Dzieciak chory, spać nie chce, gile do pasa. Małż chory, ale broń Cię Panie Boże żadnych witamin czy innych wspomagaczy. Mamilla chora ale to się chyba nie liczy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki sezon-wszyscy chorują. I takie życie-matka nie ma szans wyleżeć tałatajstwa. Ale żeby zawody robić?;)

      Usuń
    2. No hm... Zawody... Jak to mówi Super Niania "dzieci uwielbiają się ścigać..." Może staruchy-rodziciele też ?

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Tu się nie ma co śmiać, tu się trza litować:)

      Usuń
  4. hah ;) moja stała temperatura którą mam zawsze gdy jestem zdrowa oscyluje w granicach 37,0-37,2, więc 36,8 to nie gorączka. :D no ale 38 to już powoli może się zaliczać.. ;)
    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. p.s. odpisałam Ci na komentarz u Kubusiowej Mamy ;)

    OdpowiedzUsuń