poniedziałek, 6 stycznia 2014

Sztuka latania.

Zachwyca mnie łatwość z jaką Helka ulega transformacji... W jednej chwili zmienia się na przykład  w słonia.
-Jetem toniem! Tuluuuuu.... . Tupie donośnie stópkami i powolnym krokiem przemierza sawannę z dywanu. Kiedy słoniowy żywot zaczyna być nudny, szybciutko przeistacza się w żabę:
-Błaba, błaba... Mamo, kace, jetem babą! Hop! 
Skakanie też szybko staje się nudne, więc wypada pobyć przez chwilę żyrafą. Pewnie nie wiecie, że żyrafy robią :
-majli majli majli. 
Nikt nie wie dlaczego, ale kto by tam zrozumiał żyrafę. Taka zabawa może trwać długo. Do czasu, aż ktoś z nas poprosi, aby Helka była pomidorem, albo szklanką. Pomidory i szklanki wcale "nie robią" więc wśród śmiechu i krzyków:
-pidol nieeee, mamo, pidol nie! 
transformacje się kończą. Póki co. Zakładam, że niebawem Helka nauczy się naśladować również przedmioty nieożywione. Z równą łatwością przychodzą małej Zgadze starty do lotów. I tak wróżki latają z majestatycznie rozłożonymi ramionami. Ptaszki machają nieco panicznie swoimi skrzydełkami i wrzeszczą 
-fluuu, fluuuu, fil, fil, fluuu....
Pszczółki natomiast  poruszają się najszybciej. Machają skrzydłami jak szalone i robią:
-dzzzzzzyyy, dzyyyy -prawie zawsze dodają- mamo, pat, Kela je tsółką!
Kiedy patrzę na tę podniebną działalność córki, przypominam sobie świat, w którym żyłam wiele lat temu. Ja też wierzyłam, że mogę latać. Widziałam pewne techniczne niedociągnięcia. Wydawało mi się, że jedyną przeszkodą na drodze do latania jest fakt, iż zbyt wolo macham rękoma. Kilkadziesiąt razy zeskoczyłam ze szczytu kanapy szaleńczo bijąc powietrze rozłożonymi rękami. Pewnie próbowałabym dalej, ale porzygałam się z wysiłku. Potem zmądrzałam. Robiłam skrzydła z tektury, lotnie z koca, skakałam z większych wysokości. Za każdym razem wydawało mi się, że sukces jest tuż tuż, że opadam wolniej, a to już prawie latanie! A potem dałam sobie wmówić, że człowiek nie potrafi latać i... dorosłam. Jestem nielotem. Przekonanym o tym, że prochu nie wymyśli. To przykre, bo przecież już prawie latałam! To chyba różni genialne umysły od przeciętniaków. Zostaje w nich (w tych genialnych) dziecięca cudowna wiara we własne możliwości. Nie wierzą za to w dorosłe zapewnienia, że człowiek nie potrafi oderwać się od ziemi. Bo przecież potrafi! Myślę, że gdyby nie dziecięce marzenia o lataniu, nie byłby nie tylko samolotów, ale również silnika parowego, internetu, penicyliny i masażera stóp. 
Tak, jestem pewna- matka, która myśli, że jej dziecko jest genialne, ma rację. Wszystkie dzieci są genialne. A potem my, dorośli skutecznie wybijamy im geniusz z głowy. Wmawiamy, że ważniejsza jest nauką literek i cyfr, że całki i różniczki to nauka, a pomysł, by wymyślić lekarstwo na wszytko, to mrzonka. Dlatego tak niewiele cudownych dzieci wyrasta na cudownych ludzi. 
A Helka? Niech lata. Niech lata jak najdłużej i jak najwyżej. Jeśli ktoś ma jej kiedyś podciąć skrzydła, nie będę to ja. A nuż wymyśli proch?

6 komentarzy:

  1. gabi do tej pory potrafi nagle się przemienić, gdy była w przedszkolu nauczycielki sugerowały,ze nie powinna przychodzić ze słowami: dziś jestem....,bo wprowadza zamieszanie i dezorganizacje,moja mina chyba powiedziała im wszystko, ale dodałam, że kategorycznie zabraniam niszczenia wyobraźni młodej

    OdpowiedzUsuń
  2. moje nie latają, za to uprawiają skoki ala Małysz z kanapy na stosy poduszek :)

    OdpowiedzUsuń