Rzecz dzieje się przed gabinetem endokrynolog. Jakiś czas temu Helka umyśliła, że sobie podojrzewa troszeczkę. Zaczęła od hodowania piersi. W związku z tym, że panuje brak powszechnej akceptacji dla piersiastych dwulatek, sprawę musi zbadać specjalista. Ale wróćmy do poczekalni. Siedzimy. My i kilkunastu innych pacjentów. Przychodzą również ludzie z oddziału. Nie mam pojęcia kto jest przed kim, trzymam się tylko tego, że wchodzimy zaraz za panią w niebieskim sweterku. Pierwsza godzina mija względnie spokojnie. Helka zjada paluszki, czyta książkę, nie jest źle. Tylko z nosa kapie, bo temperatura w poczekalni zabójcza, a mój alergus źle reaguje na "gorąco". Godzinę później mała skarży się na oczy-bolą, łzawią. Na twarzy pojawiają się wypieki. I jeszcze ta nuda! Dzieciak staje na głowie, ślini mnie, ciągle pyta:
- juz dziemy pani dotol? Już badanie?
Jest źle. Po prawie trzech godzinach do gabinetu wchodzi pani w niebieskim swetrze. Hurrra! Już za moment my! Ustawiamy się z Helką przed drzwiami. Czekamy. Dochodzi dwunasta, a to oznacza, że Rakowi właśnie przepadła umówiona wizyta u dentysty. Zły jak pies, bo ząb boli. Do poczekalni wchodzi kobieta. Staje obok nas. Przy niej tłumaczę Helenie, że za moment nasza kolej, pani doktor ją zbada itd. Kiedy drzwi gabinetu się otwierają, nowo przybyła błyskawicznie nas wyprzedza i wchodzi do środka. Szlag mnie trafia. Upewniam się u innych oczekujących, czy kobieta nie była przypadkiem przed nami ( a nuż nie zauważyłam). Ludzie twierdzą, że nie. Helka jęczy uwieszona u mojej nogi. Mam dość. Mija jakieś piętnaście minut. Drzwi gabinetu się otwierają, kobieta która "wcisnęła" się przed nami wychodzi.
Mijając ją pytam:
-przepraszam, czy pani nie wie, że tu wszyscy czekają kilka godzin?
-ale ja mam chore dziecko.-odpowiada.
-mogła pani powiedzieć cokolwiek.... daję spokój, w końcu wreszcie moja kolej. Słyszę jeszcze, że Rak coś peroruje swoim niezbyt przyjaznym tonem. Ktoś mu zarzuca, że krzyczy. Nie krzyczy, a właściwie krzyczy-nawet kiedy szepcze, ma już taki głos. Nic to, zamykam drzwi gabinetu. Doktor mówi:
-przepraszam, powinnam była poinformować państwa, że wezwałam tę panią. To wszystko dlatego, że ja jednocześnie przyjmuję pacjentów tutaj i na oddział. Musiałam przekazać tej pani informacje na temat jej śmiertelnie chorego dziecka.
Nogi mi miękną. Właśnie nawtykaliśmy kobiecie, która przyszła po wyrok dla swojego malucha. Miała na głowie rzeczy ważniejsze niż zwroty grzecznościowe.
Wyrzuty sumienia przewiercają mnie na wylot. Czuję się okropnie. Czuję, że zrobiłam coś złego. Nie jestem przecież bezduszną krzykaczką! Rak twierdzi, że nie mieliśmy prawa wiedzieć, bo nie czytamy w myślach, a jeśli szukać winnych, to w braku organizacji placówki, która umawia kilkunastu pacjentów na tę samą porę, każąc im męczyć się godzinami w paskudnej poczekalni. Twierdzi też, że mimo tej sytuacji, trzeba zwracać uwagę "cwanym gapom" które wpychają się w kolejki. Niby racja, ale ja już więcej gęby nie otworzę.
nie jesteście jasnowidzami, współczuję tej kobiecie, ale ludzie w kolejkach są bardzo bezczelni,należy reagować
OdpowiedzUsuńWiem, ale czuję się i tak źle. Miękka buła ze mnie;/
UsuńNiemiła sytuacja... Ale fakt, skąd mieliście wiedzieć?
OdpowiedzUsuńNo cóż, takich rzeczy nie widać "na oko". Przykro mi, że naskoczyłam na tę kobietę, mimo, że w gruncie rzeczy nie zrobiłam nic złego.
UsuńPrzykra historia, ale zapewniam cię, że więcej jest takich ludzi, którzy się wepchną, bo są bezczelni, niż takich, którzy rzeczywiście muszą.
OdpowiedzUsuńTo tak na pocieszenie.
Wiem, sama kiedyś jednej odpuscilam, a potem słyszałam jak się koleżance chwaliła,że nigdy w kółkach nie stoi, bo nic jej za to nie zrobią!
UsuńW kolejkach, nie wiem dlaczego wyszło mi w kółkach;)
Usuńorganizacja zła.
OdpowiedzUsuńTak. To dobra nazwa dla NFZ. Organizacja Zła!
Usuńzła organizacja, a po drugie Rak ma rację - nie czytacie w myślach, nie jesteście jasnowidzami.
OdpowiedzUsuńDzięki. Napisałam to z potrzeby usprawiedliwienia samej siebie. Pomaga:)
UsuńPewnie że zostaje niesmak ,tak mają wszyscy wrażliwi .ale to wszystko przez kombinatorów których u nas w Polsce niestety wciąż jest dużo.
OdpowiedzUsuńWiem, niemniej przykro mi. Cwany gapa w kolejce do lekarza trafia mi się wyjątkowo często, ale zwykle oczekiwanie na wizytę trwa krócej. Helka nie jest zmordowana, ja nie jestem sfrustrowana. Zazwyczaj po prostu nie reaguję. Tym razem naskoczyłam na biedną kobietę.
UsuńCóż... Są różne sytuacje ale nic nie tłumaczy braku języka w gębie, nie ważne co i jak się dzieje. Każdy z czymś przychodzi do lekarza przecież drowi bez sensu nie stoją w kolejkach do lekarzy... A najgorsi są właśnie lekarze którzy starają się iść wszystkim pacjentom na rękę :/
OdpowiedzUsuńNieeee, ona miała prawo być w rozsypce. I myślę, że ja też miałam prawo się wściec. Szkoda tylko, że jej rozsypka i moje nerwy musiały się spotkać.
UsuńOj Żanetka, po prostu się nie przejmuj, tak w życiu bywa. A na pocieszenie dodam, że nad tym elokwentnym komentarzem męczyłam się pół dnia, zupełnie nieświadoma, że mi synek kabelek od klawiatury odłączył... ŻYCIE :)
OdpowiedzUsuńNo tak, nic tak nie ułatwia życia jak dziecko! ;)
UsuńZnam ten stan : niby mam rację, a na końcu czuję się jak potwór...
OdpowiedzUsuńPrzy okazji : nominuję CIę do Liebster Blog Award.
Jesli masz ochotę, przyłącz się do zabawy. Jeśli nie, może po prostu kiedyś mnie odwiedź :)
Szczególy : http://burzowechmury.wordpress.com.Pozdrawiam !
Życie to lekcja pokory....
OdpowiedzUsuńA dlaczego pani doktor dzialajac w tajemnicy lekarskiej udostepnila wszystkim pacjentom poczekalni intymna informacje mamy x? Dlaczego wmanewroala pozostalych w poczucie winy i odpowiedzialnosc za sytuacje, ktora dotyczy jedynie jej i mamy zmarlego dziecka?mamo Helki jest pabi wrazliwa osoba i prosze o tym pamietac. Mam wrazenie ze to co pania meczy to to ze nie miala pani czasu podejsc do mamy x i jej przutulic albo pocieszyc. Byc moze mama x. Chciala pozostac anonimowa i dlatego o niczym nie powiedziala.
OdpowiedzUsuń