czwartek, 31 października 2013

Rzecz o tym, jak Rak Helkę odchudzał...


Kiedy dziecko kończy dwa lata zamyka się pewien etap w jego życiu. Przestaje być dzidziusiem, maluszkiem i bobasem. Staje się dziewczynką albo chłopcem. Zmienia się sposób, w jaki społeczeństwo traktuje takiego człowieczka. Rozumiecie, na widok bobaska ludzie zazwyczaj idiocieją, żeby nie było-ja też. Zaglądasz do wózeczka, widzisz takiego okrąglaka puciatego i zaczynasz: a gu gu gu! Cio śłychać malusi lobalku? Powiedź cioci- a gu gu gu! To się samo robi, nawet jeśli próbujesz zachować powagę. Na widok dwuletniej panny nikt się już nie pieści. Można usłyszeć: ojej, jak ty urosłaś, albo: jaka duża! Nikt nie guga i nie cuduje. Kończy się też ulgowe traktowanie i usprawiedliwianie ( bo ona taka malutka, jeszcze nie rozumie). Zaczynają się pierwsze obowiązki. Oczywiście ów krok w dorosłość ma również zalety. Wreszcie dostępne są rozrywki- kina, hale zabaw itd. Kinowy poranek został wybrany na pierwszy ogień w ramach inicjowania kulturalnego życia Heleny. Razem z tatą Rakiem, wielką torbą  oraz  plecakiem z żyrafą wybrała się którejś soboty do kina. Matki niet- ojciec i córka powinni czasem od niej odpocząć. Oczywiście żal był. Bo to takie doniosłe wydarzenie, pierwszy raz a ja nie zobaczę. Zaplanowała Raczyca wszystko ze szczegółami. Znalazła seans o króliczku Parauszku ( ojciec mógłby zabrać na thriller albo innego Wałęsę), spakowała dużo bezgluteniastego jedzenia. Na mieście dzieciak nie zje, a przecież musi być zabezpieczony na wypadek gdyby w wyniku trzęsienia ziemi, wejście kina zostało zasypane i musieliby tam czekać na ratunek. Albo inwazja obcych zatrzymałaby ich w drodze powrotnej... Wiem, to mało prawdopodobne, ale umysł matki działa w specyficzny sposób. Wynajduje wszystkie możliwe i niemożliwe zagrożenia, oraz stara się przed nimi zabezpieczyć. Tak więc Rak obładowany torbą z jedzeniem i lekarstwami oraz Helka z żółtym plecakiem na wątłych ramionach udali się do multipleksu. Ostatnie wskazówki przed wyjściem: zanim ją posadzisz, sprawdź czy na fotelu nie leża okruchy, pilnuj,żeby jakaś nadgorliwa hostessa nie poczęstowała jej ciastkiem albo inną trucizną, nie gap się na hostessy, tłumacz jej wszystko co robicie, zapamiętaj jej reakcje, żeby mi opowiedzieć, nie spuszczaj jej z oka.... i daj jej śniadanie, bo nic nie zjadła, wypiła tylko filiżankę quasi mleka! Dyspozycje dotyczące śniadania wydałam jakieś piętnaście razy. Jest w plecaku, daj koniecznie, dziecko głodne. Myślę, że nagadałam za mało, bo okazało się, że dziecko śniadania nie dostało. Do taty dotarło tylko: śniadanie, mleko. Uznał zatem, że "zjadła" na śniadanie mleko i starcza ( starczało jak miała 6 miesięcy). O drugim śniadaniu nie słyszał ( choć przysięgam, że sam zjada co najmniej dwa drugie śniadania). Przewidująca matka zapakowała też dziecku do plecaka chrupki- kinowy popcorn jest niebezpieczny ( dla Helki, nie dla reszty ludzkości). To było dla zbytku, żeby sobie dzieciak w kinie pochrupał. Ojciec, który sam wpieprza wiadro popcornu na seansie, wydzielił dziecku...trzy chrupki. Tak więc kiedy rodzina spotkała się ponownie a matka wyciągnęła z ojca zeznania była zła. Okazało się bowiem, że od mleka wypitego o 8 rano aż do 13.30 dzieciak zjadł 3 chrupki kukurydziane! Dla matki to był cios. Dzieciak, który jeszcze przed chwilą ( zanim się dowiedziała o diecie "3 kalorie" zaserwowanej przez tatusia) wyglądał zdrowo, nagle zaczął chudnąć i blednąć w oczach! Normalnie sterczący brzuszek w jednej chwili stał się WYDĘTY jak u małych ofiar głodu. Oczy zrobiły się szkliste, spojrzenie nieprzytomne i w ogóle dzieciak bliski był omdlenia. Przez chwilę, bo objawy śmierci głodowej zniknęły, kiedy ojciec wyjaśnił, że o 13.30 Helka wtrząchnęła zupę i dopchała bułą. Nie zmienia to jednak faktu, że więcej ich samych nigdzie nie puszczę. Czarę goryczy przepełniło to, że kiedy spytałam o wrażenia z kina ojciec odparł: no, oglądała. Normalnie. Rozumiecie? Ja bym miała materiału na trzy kolejne posty, gdybym z nią tam pojechała, a on mi mówi, że normalnie oglądała! Helka była bardziej wylewna. Opowiadała z przejęciem, że z tatą w kinie oglądała "wiejką" bajkę. Twierdzi, że chce jeszcze. Z tatą. A ja nie wiem, czy taki survival jest dla dziecka dobry...

5 komentarzy:

  1. Eh... Mężczyźni to dziwny gatunek...

    OdpowiedzUsuń
  2. chłopy mają swoje tam takie różne...mój mnie dziś zadziwił kiedy odkryłam jego dziwne zastosowanie dziecięcej gumki do włosów....

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak to jest z facetami :)
    Na następny raz jeszcze kilka razy więcej powtórz :)

    OdpowiedzUsuń