Szanowni, kilka miesięcy temu jedna kobita wytypowała mnie do wzięcia udziału w pewnym przedsięwzięciu. Miałam przedstawić 6 dowodów na to, że jestem mamą na szóstkę. Zadanie trudne- zastanawiałam się długo. Wreszcie mnie olśniło. Nie jestem mamą na szóstkę. Żeby jednak wywiązać się z zadania przedstawię Wam dowody na poparcie mojej teorii. A zatem:
6 dowodów na to, że nie jestem matką na szóstkę!
1. Gdyby to zależało ode mnie, nie urodziłabym dziecka.
To nie to, co myślisz. Nie wdam się tu w światopoglądowe dyskusje. Ja od początku pragnęłam dziecka i chciałam je urodzić. Decyzję zmieniłam... na porodówce. Pomiędzy jednym a drugim skurczem, Matka Rak próbowała nawiać ze szpitala. Wrzeszczała przy tym: "ja jednak nie chcę rodzić", oraz "idę do domu, puśćcie mnie!". Na pytanie zdezorientowanego Raka : ale dlaczego? Odparła przytomnie- bo tam nie bolało!
Bohaterka, nie ma co!
2. Nie karmiłam piersią.
Tzn, karmiłam, ale tylko trzy miesiące. To się chyba nie liczy.Przeczytałam gdzieś, że takie jak ja nie kochają swoich dzieci, nie są z nimi związane i trują je mieszankami modyfikowanymi. Aaaa, jeszcze im psują zęby smoczkami.
3. Nie spałam z Helką.
Kilka nocy z oczami na zapałki uświadomiło mi, że nie potrafię. Cały czas bałam się, że zostanę bohaterką mediów: Matka zadusiła cielskiem noworodka. Kiedy Helka dorosła na tyle, aby nie dać się bez sprzeciwu udusić matce przez sen, okazało się, że... spanie z Rakiem jest przyjemniejsze. Rak nie kopie mnie podczas snu, nie wpycha mi pięt do oczu, nie kładzie się w poprzek łóżka i paradoksalnie- zajmuje mniej miejsca, niż mała dziewczynka.
4. Nie lubię się bawić.
Nie zawsze. Lubię układać z Helką klocki, lubię wszelkie plastyczności, lubię wspólne czytanie ( oprócz Niegrzecznej małpki i Małego Misia). Niestety, zdarzają zabawy, których nie znoszę. Jak dziecię taszczy grę planszową o Doktorci, dostaję dreszczy obrzydzenia. To samo dotyczy kółka graniastego, starego niedźwiedzia i kilku innych klasycznych pozycji, powstałych chyba wyłącznie po to, aby gnębić nimi rodziców.
5. Nie mogę się doczekać momentu, w którym Helka pójdzie do przedszkola.
Wiem, niektóre trzylatki chodzą, tyle, że Helka (jak wiedzą stali czytelnicy), jest egzemplarzem niekonwencjonalnym. Nie mogę jeszcze wysłać jej do przedszkola, bo nie byłaby tam bezpieczna. Choć "siedzenie" w domu z córką sprawia wiele radości, ostatnio najzwyczajniej w świecie tęsknię za dorosłymi ludźmi i pracą.
6. Stosuję dziwne metody.
Ostatnio wykazałam się pomysłowością. Helka zaczęła ślinić łapy. Nie wiem dlaczego, bo zęby tej małej piranii już nie idą. Wiecznie wkłada paluchy do ust. Tłumaczenie i prośby nie pomagały, powiedziałam więc córce, że od tego mogą się zalęgnąć robaki w brzuchu. Aby zobrazować zagrożenie, pokazałam jej fotografię. Owsica, tasiemce i glisty zdawały się być za mało spektakularne, posłużyłam się zatem fotką pochodzącą z ... Ósmego pasażera Nostromo. Tak, mówię córce, że od ślinienia rąk zalęgnie jej się w brzuchu Obcy. Pomaga- tyle o ile. Jak już widzę palce w buzi wołam: uwaga, robal! A wtedy Helka je wyciąga- na moment.
Mogę tak długo Tytuł tekstu mógłby brzmieć: 1000 powodów, da których nie jestem mamą na szóstkę. Dałabym radę. Mimo to, jestem najlepszą matką, jaką mogłaby mieć Helka, więc nie będę popadać w rozpacz. A, że nie na szóstkę? Phi! Oceną, która przyniosła mi najwięcej radości było trzy z plusem ze sprawdzianu z matmy. Tyle trzeba do szczęścia. Tyle dostała Helka- matkę na trzy z plusem;)