Już dawno ogłosiłam wszem i wobec, że nie dam się wpędzić w wyścig o deskowaty brzuch i chude nogi. Będę sobie krągłym pączkiem na przekór modzie i światu. No cóż, tylko krowa nie zmienia poglądów, a że do krowy brakuje mi jakieś pięć kilo- zmieniłam! Wiosna przyszła, sił witalnych przybyło. Postanowiłam pozbyć się galaretowatej substancji potocznie nazywanej brzuchem. No bo ile można mówić, że to "po ciąży"? Dzieciak mi dorósł, o ciąży to już nawet nie pamiętam, a brzuch mam od żarcia i gardzenia sportem. O tym, że wzięłam się na poważnie, niech świadczy fakt, że ograniczyłam spożycie kanapek ze smalcem oraz boczku smażonego na chrupko. Racjonalna dieta odhaczona, ale co ze sportem? Trza się w końcu poruszać!
-dawaj Helko, włączymy sobie jakieś hołubce dzikie na jutubku. Niech już będzie ta Chodakowska!
Helka chętna do współpracy już stoi zwarta i gotowa. Widać wyraźnie, że jest pozytywnie nastawiona. Matka ociupinkę pęka, ale w końcu klika w filmik.
No, pani Ewo-myślę sobie.- Niech pani zatem we mnie też obudzi chęć do życia, poczucie własnej wartości, niech mi pani pokaże jak rozbudzić w sobie kobiecość i zmienić tłuchol w zdrowe mięśnie!
Zaczęło się. Misja, psychika bla bla bla. Bransoletka firmy TakiejAtakiej, która działa na pole bioelektromagnetyczne ( co to u licha jest? Ja też to mam?!) daje siłę i coś tam jeszcze. Okej, przetrwałam wstęp. Jedziemy z koksem!
Rachu ciachu- machanie rękami (-eeeee, łaaaaaaatwizna!). Po kilku powtórzeniach łatwizny łapy mnie bolą, jakbym tonę węgla przerzuciła. -dobrze, tak ma być-myślę sobie. Helka macha wiatrakami zapamiętale, aż język wystawiła z wysiłku. Lecimy dalej: uginamy, podciągamy, wymachujemy rękami, nogami i czym tylko. Helka rzecze w końcu:
-zmencyłam się, idę polezeć! Musę opocąć.
Na placu boju zostaję sama. Mięśnie ( nie wiedziałam, ze w ogóle mam, dopóki nie zaczęły boleć) palą żywym ogniem, serce tłucze, jakby miało za chwilę wyskoczyć, pot leje się strumieniem po plecach a Ewa? -Zmieniamy pozycję... . Bezlitosna.
-Ewo, Ewciu, Ewuniu, powiedz, że to koniec!-błagam w myślach. Chodakowska-posągowa i niewzruszona wali mi po gałach swoim marmurowym brzuchem-...i unosimy biodra! O w mordę, ledwie żywa wykonuję pokraczne ruchy. Wreszcie zaczyna mi się kręcić w głowie. Czuję mdłości. Wiem, że za chwilę się porzygam. Albo zwymiotuję- jak zwał, tak zwał. Dopuścić do tego nie chcę, bo to ja, a nie Chodakowska będę sprzątać. Trudno, nie dałam rady. Zresztą, to tylko końcówka. Nic nie szkodzi, jutro będzie lepiej. Klikam w pasek postępu i czuję lodowaty chłód w sercu. 17 minuta. Trening trwa 40! Nie doszłam nawet do połowy. Osz, babo! Ty mi miałaś podnieść samoocenę! Czuję się jak próchno stare. Jestem najgorszą łamagą w całym internecie-tam wszystkie ćwiczą i dają radę. Jestem starą, zapuszczoną... nagle dostaje olśnienia. Umysł chwyta się kurczowo ostatniej deski ratunku-OPASKA! Nie mam super-duper-magiczno-magnetycznej-firmowej-opaski-za-kupe-pieniędzy! Z taką opaską to ona mądra! Gdybym miała taką opaskę, zjadłabym na śniadanie skalpel, killer i zumbę na dokładkę! Uspokojona nieco zdałam sobie sprawę, że w domu panuje cisza. Helka! Skoro panuje cisza, to znaczy, że czekają mnie spore wydatki, bo dzieciak niechybnie czyni zło. Pędzę do sypialni (niechby mnie teraz Chodakowska zobaczyła! Kwalifikacja olimpijska w sprincie zdobyta!). Helka śpi. Na środku mojego małżeńskiego. Śpi snem kamiennym-moja córka! Dziecko, które z popołudniowych drzemek zrezygnowało ku rozpaczy matki tuż po ukończeniu roku. Śpi aż miło. I nagle czuję, że ja jednak tej Chodakowskiej nie porzucę, mało tego, lubię kobitę. Dzięki Ewka, jutro też ćwiczysz, tyle, że z Helką!