sobota, 12 października 2013

Retrospekcja I

W życiu młodego człowieka przychodzi okres, kiedy postanawia dorosnąć. Porzuca wówczas marzenia o zostaniu astronautą lub hippisem i zatrudnia się tam, gdzie go raczą chcieć. Jak każda atrakcyjna, zabawna i pewna siebie młoda kobieta uważałam,że chcieć będą mnie wszędzie bo świat stoi otworem. Owszem, stoi, ale tylnym do frontu! Wypina się na ciebie przy każdej sposobności. Moja ścieżka kariery zawodowej jest tego przykładem. Tak więc po zaliczeniu kilku miesięcy w totalizatorze sportowym, kiosku oraz krótkiego okresu próbnego w  sexshopie ( do obowiązków służbowych należało min. wycieranie  kurzu ze sztucznych wagin), ostatecznie zostałam sprzedawcą w sklepie z torebkami po tysiąc złotych sztuka. Gdzieś między waginami a torebkami wyszłam za mąż. W tym samym czasie połączyłam się równie nierozerwalnym węzłem z bankiem. Tak więc byłam wstępnie ustawiona- mieszkanie, praca, samochód o wdzięcznej nazwie "Bobek", kredyt na resztę życia, oraz druga połowa (instytucja nieco mniej pewna niż kredyt). W takiej chwili pojawia się poczucie,że czegoś brakuje. Mnie zaczął marzyć się synek. Małżowi niekoniecznie- lepiej chodźmy na imprezę, to lepsze niż niańczenie dzieci! -przyznaję, dawałam się przekonać.Odwlekaliśmy, aż do momentu, w którym dowiedzieliśmy się, że mamy problem. Nie problem nierozwiązywalny, nie,że to niemożliwe, ale niepewne. Pierwszy raz w życiu przyszło mi do głowy,że to wcale nie musi być moja decyzja. Wiadomo jak to jest- gdy czegoś nie możemy mieć, czujemy,że chcemy tego bardziej niż czegokolwiek.  Zapewne pamiętacie filmy, w których żona z termometrem w ręce dzwoni do męża będącego na ważnej konferencji- kochanie, teraz jest najlepszy moment! Podobnie wyglądało nasze życie przez kolejne miesiące. I nic. Tkwisz sobie w pracy, której nie znosisz ( jak długo można sprzedawać torebki na które nas nie stać?), bo w perspektywie ciąża, trzeba więc stabilizacji. Czujesz,że od dawna nie robisz nic, żeby się rozwijać, myślisz tylko o owulacji, patrzysz spode łba na ciężarne. Jednym słowem dziadziejesz! W przypływie odwagi porzucasz  robotę, idziesz na kurs prawa jazdy, dostajesz pracę, która sprawia przyjemność, czujesz,że życie nie straciło sensu mimo braku dwóch kresek na teście i w tym momencie...zatrucie pokarmowe. Albo rak jakiś. Zawał serca ewentualnie. Ciężka choroba w każdym razie. Najpierw wymioty, potem dreszcze, osłabienie, wilczy apetyt. Następnie dzień spokoju ( śledzie smakują jak nigdy), a potem powtórka  z rozrywki. Po roku sikania na wszelkiego rodzaju testy, czytania internetowych porad w stylu: po stosunku stań na głowie, potrzebowałam tygodnia, żeby zrozumieć, dlaczego maczam kiszone ogórki w dżemie truskawkowym!

3 komentarze:

  1. O, o kurzu w waginach nie pamiętałam. Kobiety we wspólnym rozmawianiu zawsze mówią ,,jej, ja też tak miałam!", więc przypominam, że miałam staż w pracowni ceramicznej, gdzie lepiłam gliniane prezerwatywy, które miały być prezentami na osiemnastkę. Także tego. Dużo nas łączy, przyjeżdżaj ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pominęłam wytwórnię papieru toaletowego- gdzieś między totkiem a sexshopem. Przyjadę. Nie wiem jeszcze kiedy;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń