niedziela, 14 maja 2017

Helka i osobliwości.

Podróż przebiega spokojnie. Jednostajny stukot kół usypia. Prostuję się na siedzeniu. Nie wolno mi zasnąć! Helka mogłaby w tym czasie uprowadzić lokomotywę. Spoglądam na córkę. Właśnie zaprzyjaźniła się z panią z pieskiem. Pyta, czy może wyprowadzić psiaka na specer po korytarzu. Zbałamucona kobieta podaje smycz i zestaw psich ciastek. Dumna jak paw Helka prowadzi pupila. Koczujący na korytarzu średnio zadowoleni, tylko pies się nie skarży. Po kilku rundkach zgarniam spacerowiczów do przedziału. Spoglądam na zegarek. Jeszcze dwie godziny. Pani i piesek wysiadają po wylewnych pożegnaniach. Co teraz? Wyjmuję krzyżówki. Helka zajęta liczeniem kratek nie zauważa, że do przedziału wchodzi kolejny podróżny. Ja zauważam. Mężczyzna, jak mężczyzna. Schludny, w sportowym odzieniu, wiek męski. I jeden niemały szczegół, który przyciąga wzrok jak magnes. Na niepospolicie wysokim czole mężczyzny znajduje się bowiem niepospolicie wielka narośl. Guz wielkości orzecha włoskiego. Sterczący na samym środku. Różowy jak świnka Peppa. Ot szczegół z gatunku tych, które przyciągają wzrok i z grzecznych na co dzień ludzi czynią bezczelnych gapiów. No przecież nie chcę gapić się na człowieka, ani mnie jego narośl ziębi, ani grzeje, ale uparte oczu same co chwilę podążają w kierunku imponującego czoła. 
-mamo, chmula jakie u? Dobrze napisałam?
-tak córeczko- mówię i ogarnia mnie niepokój. Helka  zaabsorbowana panoramiczną z Supełka nie miała okazji rzucić okiem na nowego towarzysza podróży. 
-świetnie ci idzie, rozwiązuj dalej- zagrzewam Helkę do dalszego ignorowania reszty świata, zastanawiając się, jak zając jej uwagę na tyle skutecznie, aby nie wykazała zainteresowania czołem siędzącego naprzeciwko mężczyzny.  Udaje się przez kolejne kilka minut. Udaje się Helce. Ja co chwila spoglądam, samo mi się tak robi. A głupio mi! A wstyd! Mężczyzna przymyka oczy, a Helka z nosem w krzyżówce pyta:
-mamo, gdzie ja mam to wpisać, tu nie ma strzałki?
Nachylam się nad książeczką. Helka prostuje pochyloną dotąd głowę i w tym momencie jej oczy rozszerzają się ze zdziwienia, a dłoń z oskarżycielsko wytkniętym paluchem unosi się w kierunku niepospolitej glowy.
-łaaaaaaał! Mamo, zobacz jakiego ten pan ma na głowie wielgachnego GUZIOLA! Przeeeeolbrzymi jest!
W ułamku sekundy twarz płonie mi ogniem. Współpasażerowie przygryzają wargi wbijając wzrok w podłogę. Właściciel przeeeeolbrzymiego guziola taktownie udaje, że śpi.
Opuszczam Helkową rękę.
-aaaa, zapomniałam, że tak się nie lobi...
-mhm- odpowiadam elokwentnie- a jakie hasło wyszło...
Dwie godziny później pakujemy się do tramwaju. Naprzeciwko nas siada kobieta ze zmęczoną twarzą. Helka klepie coś o jednorożcach, kobieta uśmiecha się odsłaniając szare zęby. Obydwa. Helka marszczy brwi w charakterystycznym dla siebie wyrazie zamyślenia.
-a pani to chyba nie dbała o zęby, co?
-o, nasz przystanek, do widzenia! -mówię i wyciągam samozwańcza dentystkę z tramwaju.
-mamo, chciałam jeszcze tej pani powiedzieć, żeby myła zęby, to nie będą się psuły!
-Helu, zęby tej pani to nie jest nasza sprawa. Jak guz tego pana. Wiem, że chcesz dobrze, ale to może sprawiać, że ludzie czują się zakłopotani. Oni wiedzą jak wyglądają, mają w domu lustra. Nie potrzeba im czyichś uwag.
-ale może ta pani nie wie, że trzeba dbać o zęby? Może mama jej nie nauczyła?
-możliwe, ale my też jej nie nauczymy.
-a mogę mówić ludziom, żeby pili wodę?
-...możesz.
-bo od wody nie psują się zęby, ona nie ma cuklu!
Kilka minut później otwieram drzwi maleńkiego samu. Chcę kupić wodę bez cukru. Chwytam koszyk za rączkę i już mam przekroczyć bramkę, gdy mój wzrok pada na twarz kasjerki. Kobieta w średnim wieku. Na głowie burza włosów. Na górnej wardze również.Czuję, że nie mam na to siły.
-wiesz co Helu, nie będziemy się tu pchać kupimy w kiosku...


sobota, 11 marca 2017

Six, seks i ucho na dokładkę, czyli łatwy post o trudnych sprawach.

Spokojne popołudnie. Matka powoli miesza w garnku masło z mąką- to ważne, żeby się nie przypaliło. 
-mamoooo?
-tak?
-a co to jest seks?
Matka uśmiecha się pod nosem i nie przerywając mieszania mówi spokojnym tonem:
-sześć po angielsku.
-ale ja nie pytam o angielski.
Mieszanie ustaje.
-a więc pytasz o SEKS?
-tak. W telewizji coś mówili i ja nie lozumiem. Co to seks?
Masło brązowieje. Beszamel szlag trafił. Matczyną pewność siebie również. Pieprzony telewizor. Dlaczego dziś?! Ona ma dopiero... aj, szósty rok. Miałam siedem, gdy wyedukowali mnie pod trzepakiem. Z pomocą naukową w postaci Twojego Weekendu. 
-już ci tłumaczę, kochanie- mówi z lekka drżącym głosem Matka Rak, wyłączając gaz pod czarnym już masłem. W pamięci przywołuje rozmowę, którą jakiś rok temu odbyła z edukatorką seksualną: zawsze mówić prawdę. I jesczcze- oddychać, to nic takiego.
-A więc tak. Seks, to sposób w jaki dorośli zakochani ludzie okazują sobie miłość. 
-Ty i tata?- Helka nie ułatwia wprowadzając osobisty kontekst.
-...taaak.
-na golasa?-oczy zwężone w szparki. Cholera wie, co ona w tej telewizji przydybała.
-owszem.-piskliwy głos matki daleki jest od zalecanego przez edukatorkę spokoju.
-a po co to się robi?
-z kilku powodów. Po pierwsze, bo to bardzo przyjemne, pod warunkiem, że obie osoby tego chcą.
-czyli seks to taka...miłość ciał?- zdenerwowanie Matki znika. Miłość ciał. Ach te nic nie rozumiejące dzieci...
-dokładnie! Ale inna niż miłość miedzy mną a tobą. Taka miłość łączy dorosłych.
-lozumiem. A dlaczego dzieci nie mogę seksu?
-dopóki nie dorośnie do tego twoje ciało i twój umysł nie będziesz potrzebować seksu. Seks musi być świadomą dojrzałą  decyzją, inaczej byłby czymś bardzo złym.   
- a co się lobi w tym seksie?
-przytula, całuje, dotyka...
-i coś jeszcze?
-tak, zastanawiam się jak to wytłumaczyć, żebyś zrozumiała. Wróćmy do pytania po co jest seks. Bo to nie tylko sposób na miłość dla dorosłych, nie tylko przyjemność. Seks jest bardzo ważny również dlatego, że bez niego, nie byłoby ciebie.
-jak to?- pyta zaskoczona Helka.
- Już ci mówię, tylko musisz mi pomóc. Skąd się biorą dzieci?
-z brzuszka mamy, lodzą się przez waginę!
-a z czego powstają?
-z jajeczka od mamy i plemnika od taty.
-brawo, dużo wiesz. Jesteś bardzo mądra. A pamiętasz skąd się biorą plemniki?
-no tak, one powstają w tym, nooo... w tym co chłopaki mają pod penisem.
-właśnie tak. W jądrach. A wiesz jak plemnik dostaje się do brzuszka mamy?
-no tego to ja zupełnie nie wiem!
-no właśnie. Do tego potrzebny jest seks. Seks to również tworzenie nowego życia, nowego dzidziusia. Kiedy kobieta i mężczyzna uprawiają seks to...
-...ja wiem! Jak mama i tata przytulają się na golasa...to chyba...tak! To musi być przez waginę i przez penisa! Tamtędy plemnik się dostaje do brzuszka!- eureka, uśmiech od ucha do ucha, zagadka rozwiązana.
-właśnie tak. - odpowiada nieco zbita z tropu Matka, zastanawiając się, co dziecko widziało i czy ten przeciąg, który otworzył ostatnio drzwi od sypialni to aby na pewno był przeciąg.
-to ja już wszystko wiem.-rzecze z dumą Helka. 
-Dużo wiesz, to fakt. Jeśli będziesz miała jeszcze jakieś ważne pytania, to zawsze możesz do mnie przyjść.
-wiem mamusiu!
-Helu..., a możesz mi coś powiedzieć?
-co?
-skąd wiedziałaś, o tym wkładaniu penisa do waginy? Czy ty coś takiego widziałaś?
-nieee, ja tylko się zastanawiałam jak to można zlobić i pomyślałam, że to musi przez waginę, bo zostaje jeszcze tylko nos i ucho, a to by było baaaldzo dziwaczne... 
 
 

poniedziałek, 27 lutego 2017

Dlaczego wolno dręczyć dziewczynki...

Dziewczynki wolno dręczyć z wielu powodów, z których najważniejszym i podstawowym jest ten, że są dziewczynkami. Przesadzasz- powie wielu z Was- mamy równouprawnienie, nikt dziś nie dyskryminuje kobiet, a poza tym,wnieś lodówkę na czwarte piętro to pogadamy. Guzik tam, argumantum at lodówkum nie tykam, bo głupie to, że aż boli, a co do traktowania dziewczynek, mam w domu jedną, którą przeżywa dokładnie to samo, co ja w jej wieku. A nie powinna! O czym mowa? Już tłumaczę.

Powody dla których wolno dręczyć Helkę:

bo jest śliczna,
bo ma ładne warkoczyki,
bo podeszła,
bo chłopcy już tacy są,
bo widocznie ją lubią.

Niestety, żadnego z ww "argumentów" nie wymyśliłam. Wszystkie usłyszała moja pięcioletnia córka, kiedy próbowała szukać pomocy przed niewłaściwym zachowaniem kolegów. Kolegów- normalnych chłopców, nie psychopatycznych morderców. Niech nikt nie myśli, ze w swoich feministycznych poglądach zapędziłam się tak bardzo, żeby kilkuletnich chłopców traktować jak zwyrodnialców! Ale wróćmy do Helki. Otóż, zaczęła się skarżyć na niewłaściwe zachowanie kolegów. Że szarpią, że ciągną, że nie słuchają gdy mówi nie, że ganiają całą bandą, a ona się boi.
 -a mówiłaś im, że nie chcesz się tak bawić?
-czasem tak, a czasem nie. Jak mnie ciągną to im to mówię, ale jak mnie gonią to uciekam, bo się boję, że mi wydłubią oko.
-straszą cię, że ci wydłubią oko?
-nie, ale się boję, że mi wydłubią.
-...no dobrze, robimy tak. Następnym razem nie uciekaj. Stań i powiedz głośno, ze nie chcesz się tak bawić. Nogą tupnij, zmarszcz brwi i krzycz głośno. Jeśli nie posłuchają, idź do pani po pomoc. 
-a oko?
-nie wydłubią. Wydłubanie oka jest trudniejsze niż by się mogło wydawać.
-ale na pewno? 
-na pewno. Mów im NIE, ale jeśli nie słuchają, idź do nauczycielki, dobrze?
-tak zlobię.
Tak zrobiła. w odpowiedzi usłyszała, że  to jej wina bo... podeszła. Że ma się z nimi nie bawić. Chłopcy nie usłyszeli niczego. Kilka dni później na urodzinach kolegi mogłam na własne oczy zobaczyć w czym rzecz. Istotnie, Helka jako żwawa dziewczynka z poczuciem humoru cieszy się sympatią męskiej części grupy. W dodatku, sama szuka towarzystwa kolegów i chce się z nimi bawić. I dobrze! Problem pojawia się, gdy chłopcy zbijają się w "bandę". Wiem, że "banda" to normalna forma funkcjonowania kilkuletnich facetów, szanuję. Problem pojawia się, gdy rzeczona zgraja postanawia za wszelką cenę złapać małą dziewczynkę i przykładowo, wbrew jej woli wciągnąć na trampolinę lub do basenu z piłkami. Jeśli dziewczynka chce się bawić w porwanie i robić za zakładnika, nie ma problemu, ale co, gdy nie chce i głośno to wyraża? Kilkanaście pierwszych minut przyjęcia minęło mi na uspokajaniu dziecka. Helka płakała i to co widziałam zupełnie jej reakcję uzasadniało. Ledwie weszła na salę gdy czterech chłopców( a każdy wyższy o głowę) rzuciło się na nią. Zdaję sobie sprawę, że chłopcom chodziło jedynie o zabawę, nie o dręczenie, ani nawet nie o wydłubanie oka, ale jeśli jesteś małą dziewczynką, wygląda to mniej niewinnie. Zapłakana Helka rzuciła się do ucieczki a chłopcy w pościg. Helka skryła się za maminymi plecami, a Matka Rak dopadła jednego z napastników. "Przemocowiec" miał jakieś metr dwadzieścia wzrostu i poważne braki w uzębieniu. Ponadto, był absolutnie cudny. 
 -cześć- rzecze łagodnym głosem Matka Rak.
-eheee- odpowiada zawstydzony chłopczyk.
-powiesz mi, co robisz?
-babwie się- odpowiada (brak górnych jedynek i fakt, że cały czas szeroko się uśmiecha nie ułatwia mu zadania).
-a zechcesz spojrzeć na Helę?- tu matka wyciąga córkę zza pleców.-spójrz, ona płacze. Czy to jest jeszcze zabawa, gdy ktoś płacze?
-yhy...no nie...- odpowiada skonsternowany, ale nadal uśmiechnięty chłopczyk.
-no właśnie. Następnym razem zapytaj, czy ona chce się z tobą bawić w ten sposób, dobrze?
-yhy...dobrze...-odpowiada szczerbatek i nie oglądając się za siebie biegnie do kumpli.
-widzisz, Helu, on nie wiedział, że to nie jest fajna zabawa. Nie chciał ci wydłubać oka, ani zrobić krzywdy. Może nikt z nim na ten temat nie rozmawiał...
-ojej, a co się stało?- pełny troski głos jednej z mam przerwał mi przemowę.
-chłopaki mnie ciągną i szalpią- odpowiada Helka.
-aaaaa, no tak- uśmiecha się kobieta- wiesz, to dlatego, że jesteś śliczna. A jakie masz piękne warkocze! Chłopcy zawsze ciągną za warkocze jak im się dziewczynka podoba. Już tak mają.- odpowiada natchnionym tonem.
 W tym momencie łapię kobietę za blond czuprynę i doprawiam ciosem z płaskiej ręki w potylicę, wrzeszcząc: masz śliczną fryzurę, lubię cię! Już tak mam!
No dobra, nie zrobiłam tego, tak mi tylko przyszło do głowy po fakcie. Zamiast tego wyszczerzyłam oczy i otworzyłam usta. Kobieta poszła raczyć salomonową mądrością innych, a ja wytłumaczyłam Helce, że nikt nie ma prawa jej szarpać, ciągnąć za włosy i zmuszać do robienia rzeczy których nie chce. Zaznaczyłam rzecz jasna, że to dotyczy również jej ( nie jestem przecież naiwniarą). Kilkanaście minut później piłam kawę i obserwowałam Helkę bawiącą się z bezzębnym kolegą. Piękny obrazek, zważywszy na fakt, że Helka również prezentuje imponującą bramę, tyle, że w dolnej szczęce. 

A teraz puenta. 

Wychowanie seksualne to nie  zakładanie prezerwatywy na banana i nauka pozycji seksualnych.  Człowiek, od początku jest istotą seksualną. Wiem, że żyjemy w przedziwnych czasach w których z jednej strony erotyzm i pornografia dostępne są praktycznie na każdym rogu, z drugiej samo słowo SEKS wzbudza panikę. Słowo SEKS w odniesieniu do dzieci wzbudza panikę podwójną. Przeciwnicy edukacji seksualnej postrzegają ją jako demoralizację i nakłanianie do rozwiązłości, tymczasem seks to również płeć, zachowanie płciowe człowieka, nauka o anatomii. Wychowanie seksualne obejmuje również naukę szacunku do swojego i cudzego ciała. Nie rozmawiając z naszymi dziećmi o ich ciałach, nie mówiąc o granicach i intymności narażamy je na niebezpieczeństwo.Zaraz zaraz, co mają chłopcy ciągnący dziewczynki za włosy do edukacji seksualnej? Ano to, że jeśli chłopców, którzy dziś łapią za włosy koleżanki nie nauczymy pewnych zasad, mamy szansę na to, ze za kilka lat będą łapali koleżanki za pośladki. A co z dziewczynkami, których również nie nauczymy, że mają prawo do sprzeciwu i do rządzenia własnym ciałem? Dziś po prostu "przestaną podchodzić do chłopców", za kilka lat nie będą potrafiły reagować na poklepywanie i ohydne uwagi, bo przecież usilnie wkładamy im do głów, że "chłopaki tak mają".    






sobota, 21 stycznia 2017

O Babci.



Babcia odeszła w niebotycznie wysokich szpilkach. Pudrowych, pięknych. Cała była piękna! Pastelowo-różowa, uśmiechnięta, jasna. Jakże inna od tych, którzy zostali- czarnych, posępnych wron. Wrony krakały, płakały, zawodziły, a babcia uśmiechała się leciutko. Patrzyłam w jej kochaną twarz, dotykałam zimnych policzków a w głowie wrzeszczało: przecież miałaś tańczyć na weselu Zuźki! Na wiosnę chciałaś się gościć na nowym tarasie Kamy! Przecież masz w drodze dwoje prawnuków! Miałaś być wieczna, miałaś jak zawsze czekać uśmiechnięta za stołem, aż łaskawie znajdę w moim uporządkowanym życiu czas, aby cię odwiedzić! Za rzadko to robiłam. Jak większość wnuków. Bo daleko, bo cokolwiek. Nie spieszyłam się, zdawało mi się, że jesteś nieśmiertelna. Nie byłaś. Żałuję, babuniu, że tego nie rozumiałam. Dziś zdejmuję wronie łachy, których tak nie lubiłaś. Ileż to kołków ciosałaś na dziadkowej głowie, za te czarne koszule, czarne spodnie, czarny humor. Ty, która ponad wszystko kochałaś tańczyć, śpiewać i ucztować. Kolorowa, barwna, pełnokrwista. A zadziorna! A kokietka! Zupełnie niepospolita. Niby żona, niby matka, niby babcia i prababcia, a zawsze przede wszystkim kobieta. Taka z szafą pełną szpilek, z różowymi paznokciami, z sycylijskim temperamentem. Zmysłowa, pełna pasji. Pamięci takiej babci nie da się zamknąć w czarnych ramkach żałoby, tak jak nie da się namalować kolorowego motyla czarną kredką.
Wronie łachy zostawmy zatem wronom. Nie spodobałabym Ci się taka, przecież wiem. Nie obiecam nie płakać, choć pewnie nie chciałabyś patrzeć na moje łzy, ale inne rzeczy obiecać Ci mogę. Obiecuję babuniu, pamiętać o tym, który za sześćdziesiąt lat Twojej miłości zapłacił sercem wyrwanym z piersi. Bo za sześć burzliwych dekad prawdziwego kochania jakoś zapłacić trzeba. Już wiem, że on też nie jest wieczny. Bez Ciebie jest go jakby pół. Kochane, gderliwe pół.  Obiecuję wspominać Cię tak, jak na to zasługujesz. Uśmiechnę się do Ciebie, wirując w tańcu, pomyślę o Tobie rozkładając talerze przed ucztą dla przyjaciół, wychylę za Twoją pamięć kieliszek wina. I kupię sobie wreszcie pastelowe szpilki. 
Żegnaj, babuniu.