piątek, 22 lipca 2016

Nieporadnik małżeński, epizod kolejny: jak NIE czytać cudzych wiadomości.

-nie będziesz zadowolona.
-przeważnie nie jestem, jaka to różnica?
-noooo, chodzi o niedzielę...
-niech zgadnę...mecz!
-yhm.
-no nie jestem zadowolona, zważywszy na fakt, że to kolejna niedziela.
-ale jest jeszcze coś.
-dajesz.
-trening w sobotę. Bardzo ważny. Omawiamy taktykę.Bardzo chciałbym na nim być. Powinienem.- w tym momencie moja lewa brew szybuje w górę naruszając symetrię twarzy i zatrzymując się mniej więcej w połowie czoła. Rak w odwecie wywraca oczami. To normalna taktyka w małżeńskich potyczkach. Mina o roboczej nazwie "krzywa gęba" oznacza kilka minut niemiłosiernego mędzenia, po którym to nastąpi łaskawa zgoda. Wywracanie oczami to z kolej naturalna reakcja na nadchodzące mędzenie. Rak rozumie, że muszę pomędzić, żeby móc pogodzić się z kolejnym samotnym weekendem. No wiec zgodnie z utartym zwyczajem biorę głęboki wdech i zaczynam:

-no pewnie! Dlaczego nie zamieszkasz z kolegami, łatwiej ci będzie, nie będziesz musiał tracić czasu na dojazdy! Ja rozumiem, chcesz się poruszać, jestem za, ale każdy weekend? Mamy połowę wakacji, a jeszcze nie urządziliśmy dziecku wycieczki z prawdziwego zdarzenia...

Rak świeci białkami oczu, ale inteligentnie milczy. Wie, że ewentualne wtręty w rodzaju: nie przesadzaj, daj spokój itd. byłyby strzałem w kolano. Po kilku minutach zdaje się, że sytuacja jest opanowana, ale nie! On ma kolejne rewelacje!

-no i... nie ma sensu żebym w sobotę nocował w domu.
-uffffff....puffff!
-no bo sama zobacz, w piątek wieczorem jedziemy do Wiśni. Żeby dojechać do Słupska potrzebuję ponad dwóch godzin. Trening na piętnastą do samego wieczora. Potem musiałbym pchać się na noc do Koszalina, żeby z samego rana wracać do Słupska na autokar do Bydgoszczy!
-a gdzie ty zamierzasz spać? Twoi kumple z drużyny mają średnio po dziesięć lat mniej i mieszkają z mamusiami. Może u czirliderek w internacie?
-no nie przesa....
-wrrrrrrrrrrr....
-u kumpla, tego Amerykanina z importu.
-obra, weź mnie nie denerwuj. Jak zwykle, ja od poniedziałku z dzieciakiem do szpitala, ale tatuś za jajkiem pobiega z kolegami. Jakieś priorytety wypadałoby mieć...itd, itp, coraz ciszej, ciszej i ciszej. Koniec. Corrida odegrana. Byk i torreador żyją. Yin i yang. I byłby to koniec, gdyby Rak nie poszedł do sklepu zostawiając otwarte okno dialogu na fejsbukowym mesendżerze. Żeby było jasne, brzydzę się takimi praktykami, ale to okno jest otwarte i na mnie patrzy. W odwecie rzucam niezobowiązujące spojrzenie. Nie zamierzam czytać, ale jak człowiek  raz posiadł tę umiejętność, to na widok liter mózg sam je składa. No więc mózg wbrew woli składa rząd czarnych znaczków w następującą treść:

chocolate
Girls are international

To tekst czarnoskórego importowanego kumpla. Rakowa odpowiedź brzmi:

He he he 

Oczy wychodzą mi z orbit mnięj więcej w tym samym momencie, co pierwsza "kurwa" z ust. Ja ci dam chocolate girls! O ty dziadu! Jak się nie zerwę, jak nie zacznę szukać w kuchni odpowiednio ciężkiego sprzętu, żeby uszkodzenia nim zadane były możliwie największe, jak nie zacznę wyzywać...
-mamo, co ci jest?- dobiega z pokoju obok.
-nic Heluś, baw się zaraz do ciebie przyjdę.

Ponownie zasiadam do komputera, a sprawdzę se ile dają w Polsce za morderstwo w afekcie, co mi szkodzi. Rzucam okiem na otwarte okno dialogu. W głowie zapala mi się lampka. A może sprawdzę? -przychodzi mi do głowy. W końcu kilka miesięcy temu podejrzewałam Raka o romans z reklamą google (kto do kurwy nędzy wysyła ludziom reklamy zaczynające się od Tęsknię za tobą?!). Pokonując wewnętrze opory przewijam rozmowę i oczom moim ukazuje się dialog (przejdę na polski, bo piszę z pamięci a mój angielski pozwala mi jedynie na przedstawienie się i wezwanie pomocy):

Rak:
 chyba będę na tym treningu, 
jeśli mnie przenocujecie. 
Muszę tylko porozmawiać z żoną, 
a to najtrudniejsza część zadania.

Importowany kolega, którego zdążyłam uraczyć wszystkimi obelgami świata, łącznie z rasistowskimi którymi brzydzę się bardziej niż czytaniem cudzej korespondencji:

flowers, and
chocolate
Girls are international

Kurtyna.


wtorek, 19 lipca 2016

Złota rybka.

W życiu każdego mistrza przychodzi dzień, w którym musi uznać wyższość swojego ucznia. Na szczęście ja nie muszę. Co prawda już od dawna wiem, że mój uczniak bije mnie na głowę, jednak fakt, że przerastam go doświadczeniem pozwala mi ten stan rzeczy trzymać w ukryciu. Zazwyczaj utrzymywanie tej iluzji idzie mi na tyle zgrabnie, że momentami sama  jeszcze we własną pozycję wierzę, jednak nie dziś. Dziś Helka znów mnie znokautowała. W dodatku sama się podłożyłam.

-Helka, zagramy w CO BY BYŁO GDYBY? -pyta mistrz z chytrym wyrazem twarzy.
-dobla, ja zacynam!-odpowiada nie podejrzewający podstępu uczeń.
-dajesz.
-co by było gdyby... zablać ludziom wsystkie batelie od telefonów i komputelów?
-doooobre! Myślę, że musieliby więcej ze sobą rozmawiać. Nie można byłoby zadzwonić, więc częściej by się odwiedzali.
-tak! I jesce cytaliby ksiązki zamiast siedzieć psed komputelem!
-nooo, to było niezłe. Teraz ja.-tu mistrz przechodzi do sedna-co by było gdyby... Helka złapała złotą rybkę?
-miałabym tsy zycenia!
-no tak, tylko jakie są twoje trzy życzenia? O czym marzysz?
-ale mogę wyblać wsystko co tylko chcę?
-tak- odpowiada mistrz.
- no to pielwse zycenie: zeby na świecie była ladość i scęście. Dlugie: zebym mogła wycalować psyjaciół dla wsystkich samotnych ludzi, któzy nie mają z kim lozmawiać. Tsecie: zeby kazdy cłowiek na świecie był dobly. KAZDY! Wtedy nikt by się nie bał i nikt nie lobiłby innym ksywdy.

A mistrz chciał się tylko dowiedzieć, co uczeń chce dostać na urodziny.