środa, 31 stycznia 2018

Daj kamienia...

XXI wiek. Nasza codzienność naszpikowana jest elektroniką. Mamy zdalnie sterowane domy, zegarki z dostępem do internetu, dzieciom wtykamy w tyłki GPSa. I co z tego, skoro nadal jesteśmy dzikusami? Lubujemy się w linczu. Kamienujemy bliźnich z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku. Kochamy publiczne egzekucje. Obecnie postanowiliśmy ukamienować ZŁĄ MATKĘ. Skąd wiemy, że zła? W internetach stoi. Dokładniej, jedna bohaterska użytkowniczka fejsbunia uratowała zaniedbane dziecko. Zadzwoniła po policję? Nieeee... Zawiadomiła opiekę społeczną? A skąd! Otóż... zrobiła złej matce zdjęcie i wrzuciła do internetu opatrzone histerycznym komentarzem. Rozumiecie? Podejrzenie zaniedbania dziecka wymagało podjęcia odważnej decyzji. Bohaterka nie wezwała pomocy, ale usłyszała jak inny świadek wydarzeń wspomniał o wezwaniu policji, w związku z czym oddaliła się, żeby "nie robić sztucznego tłoku". W jakim celu upubliczniła wizerunek Bad Mommy? Żeby dobrzy ludzie mogli się wyżyć! No i poszło. Szambo to perfuma przy tym, co wylało się spod palców porządnych ludzi. Jeśli jeszcze nie dotarł do Was szer ze zdjęciem tej "kurwy, co ją trzeba wysterylizować, bo za pincet plus rodzi" dojdzie już wkrótce. Dobrzy ludzie się o to zatroszczą. A o co dobrzy ludzie nie troszczą się w ogóle? O to, że wirtualne kamienie dosięgają celu a skutki razów widać w realu. Gdzieś tam ktoś wreszcie rozpozna sąsiadkę. Dzieci przeczytają o swojej matce, jaka by nie była, słowa tak ohydne, że zranią, choćby nie wiem co. Gdzieś tam w szkole koledzy okrutnie wyszydzą, dolepią łatkę. Ktoś ucierpi. Egzekucja dojdzie do skutku. Może się oczywiście okazać, że ucierpi ktoś podobny do kobiety ze zdjęcia, ale jakie ma to znaczenie? Ważne, że my- dobrzy, napiszemy tej złej, że życzymy jej żeby zdechła. Nienawidzimy jej przecież. Na jakiej podstawie? Ano, jedna pani zrobiła jej zdjęcie i wrzuciła do internetu. Jaką mamy pewność, że kobieta istotnie jest winna? Żadnej. Dzikusy nie potrzebują sądu i winy, dzikusy żądają ofiary z ludzkiej krwi. Wszystko jedno czyjej. Może być krew dzieci słynnego sportowca, który zamarzł gdzieś na zboczu morderczej góry. Niech czytają, co my, porządni sądzimy o ich ojcu. Niech się dowiedzą, że ojciec ich nie kochał, bo gdyby kochał, nie polazłby w góry. Niech wiedzą, że "dla takich egoistów zero szacunku i zero współczucia". Niech wiedzą, że był nieudacznikiem i Januszem, bo "poszedł w kubotach w góry i ma", że "sam się prosił". I nic, że przeciętny dobry człowiek ryzykuje życiem wypalając paczkę fajek dziennie, przecież te brednie o powiązaniu raka z paleniem to tylko statystyka- dla głupków,he he. Dobry człowiek i tak wmówi sobie, że skoro nie dmucha dziecku w twarz, nie robi mu krzywdy. Poza tym, na coś przecież trzeba umrzeć, jak mawiała moja ciotka odpalając papieros od papierosa zanim umarła na raka płuc.
No i co? Przeczytane? To wróćmy na fejsbuka poszukać nowych ofiar i nowych kamieni. Przecież tak bardzo to lubimy...