Kiedy przeciętne dziecko przeciętnej matki osiąga pewną dojrzałość,
punktem honoru staje się pozbycie pieluchy- najlepiej, żeby potomek
wyzbył się jej wcześniej niż dzieci koleżanek i sąsiadek. To da nam
prawo do wygłaszania płynących prosto z serca uprzejmych uwag w stylu-
taki duży i jeszcze w pampersie?, oraz chwalenia się, jak bardzo
ułatwia życie takie rozstanie z
pieluchą. Otóż, z perspektywy kobiety, która już od pewnego czasu
mogłaby wygłaszać teksty typu- moja wyrosła z pampersa jak miała 8
miesięcy (nie miała tyle, ale pamięć przeciętnej matki działa w
zadziwiający sposób- już wyjaśniam: jeśli dzieciak zaczął chodzić kiedy
miał 11 miesięcy, za jakiś czas matka pamięta doskonale,że to było jak
miał 9, po kolejnym miesiącu 7, a ostatecznie okazuje się,że to było jak
skończył 2, tuż przed tym jak przyjęli go na uniwersytet-tak już mamy,
nasze dzieci są wybitne, a jeśli nie są to i tak nie ma znaczenia,
wmówimy sobie,że są) ale na czym to ja...a tak- otóż bezpampersowość
wcale nie jest taka wygodna. Zwłaszcza poza domem. Powiedziałabym
nawet,że ma swoje mroczne strony. A już najgorzej jest, jeśli twój
geniusz w 'dorosłych" majtkach na określenie wszelkich potrzeb
okołoklozetowych używa jednego terminu. Woła "jusiu, jusiu, jusiu" a ty
masz dziesięć sekund na znalezienie najbliższego skrawka trawy, bądź cokolwiek innego, co nadaje się, żeby to obsikać. Oczywiście pod
warunkiem, że tym razem owo "jusiu" faktycznie ma związek z sikaniem.
Jeśli nie, pozostaje ci z kamienną twarzą przetrzymać obrzydzone
spojrzenia dorosłych, uciekające z wrzaskiem dzieciaki oraz specyficzną
woń. Potem to już z górki- woreczek, chusteczki i mocne postanowienie
nie przychodzenia więcej na ten konkretny plac zabaw. I niby sytuacja
opanowana, wszystko jest ok, ale gdzieś tam odzywa się w człowieku
nostalgia za poczciwym pamprem...
Mój pierworodny taki wybitny nie był i pampersa porzucił w wieku 2 lat i 8 miesięcy. cieszyłam się z tego jak wariatka, by zaraz podczas wizyty na placu zabaw zwanym "łababaś" zatęsknić za pieluchą :). Ajj tak, to gorączkowe poszukiwanie ustronnego miejsca... i to stwierdzenie, wywołujące moja panikę w miejscu publicznym- mamoo, chce mi sie kupę i nie wytrzymam.. :p
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej byłaś przygotowana na to kupsko! "Mamo, jusiu" zawsze wzbudza strach. Nie wiesz co szykuje się tym razem;/
Usuń