sobota, 12 października 2013

Owerowy zawrót głowy.


Jako mamuśka "siedząca" w domu mam mnóstwo czasu. Wiadomo-nic nie robię. Czasami po całym dniu nic nierobienia, kiedy główna przyczyna mojego lenistwa idzie spać, siadam przed komputerem i ...wygrywam konkursy :D Jakiś czas temu należałam do osób, które twierdzą,że konkursy to ściema i oszustwo. Podejrzewam,że główną przyczyną braku nagród był fakt,że w żadnym konkursie nie brałam udziału. Od pewnego czasu biorę, co przynosi realne korzyści. Jedną z fajniejszych jest rowerek biegowy Puky. Wygrałam go w lipcu, jednak okazał się za duży dla Heleniastej. Minęło kilka miesięcy i mała wystrzeliła w górę- jakieś półtora centymetra:) Teraz rower ma idealną wysokość a cyklistka od dwóch dni
próbuje. Nazwa "rowerek biegowy" odnosi się do sposobu  w jaki dziecko się na nim porusza. Nasz powinien nazywać się chodzony, bo póki co rowerzystka w żółwiowym tempie drepcze na nim w tę i we wte. Przyczyn takiego stanu rzeczy należy doszukiwać się w:
a) fakcie,iż matka zakłada jej kask, który waży 2/3 ciężaru jej ciała. Prawdopodobnie przeważa dzieciaka podczas jazdy, ale przecież bezpieczeństwo jest najważniejsze!
b) odziedziczeniu umiejętności jeździeckich po rodzicielce (ilość podejść do egzaminu na prawo jazdy zbliżona do rekordu kraju, przy czym jest to nadal egzamin niezaliczony).
Możliwe również,że to normalne i dwulatki w taki sposób zaczynają przygodę z tym wynalazkiem. Jeśli jeszcze kiedyś odezwę się na ten temat, będzie to znaczyło, że Helka załapała i śmiga aż miło. Jeśli cały czas będzie jeździć jak łamaga, przemilczę kwestie powszechnie wychwalanych biegówek, ewentualnie napiszę zjadliwy post o tym,że to przereklamowany sprzęt i nabijanie rodziców w butelkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz