poniedziałek, 22 września 2014

Narodziny Matki Rak. Epizod trzeci, ostatni. Feniks.

Kiedy pierwszy raz podano jej dziecko była wstrząśnięta. Nie czuła kompletnie niczego. Przyjrzawszy się sinej, zapuchniętej twarzyczce pomyślała: czy ona nie powinna być dla mnie piękna? Na głos powiedziała tylko:
-ona wygląda jak Eskimos.
Ze zdziwieniem patrzyła na męża. Rak wpatrywał się w małą poczwarkę urzeczonym wzrokiem.
-jaka ona jest śliczna! Jakie ma maleńkie rączki. Cudowna!
Piał z zachwytu. Ona też miała ochotę piać, tyle, że z rozpaczy.

W ciasnej sali panuje zaduch. Trzy kobiety i trzy plastykowe brytfanki z noworodkami. Dwie doświadczone wymieniają się szczegółami porodów. Nasza bohaterka leży bez ruchu. Nie ma siły. Przywieziono ją z porodówki na łóżku i przerzucono na drugie , jak kukłę. 
-niech ona na razie nie wstaje, słabiutka jest.
Słabiutka próbuje usiąść na łóżku. Głowa trzęsie się jak u pisklęcia. Nie da rady. Jedna z sąsiadek proponuje pomoc.
-podam pani synka.
-to dziewczynka. Dziękuję.
- tak powiedziałam, bo ma niebieskie opaski.
Tak, teraz to widzi. Na maleńkich przegubach tkwią dwa błękitne paseczki. Jest data, godzina, nazwisko. Jest maleńki napis: córka.
Córka. Helena. Jak trojańska, jak Modrzejewska, jak Bohnam Carter, jak Mirren. Siny zapuchlak. Jak to możliwe? Dlaczego nie czuję, że to moje dziecko? Jak ja mam ją stąd zabrać i kochać?!

Jest środek nocy. Tu nie ma to większego znaczenia, bo na oddziale noworodkowym nigdy nie zapada cisza. Krzyk dzieci, trzaskanie drzwi, odgłos kroków na korytarzu. Kobiety biorą prysznic i jedzą o najdziwniejszych godzinach. Wróćmy do znajomej sali. Niby nic szczególnego. Jedna z dziewczyn wymknęła się do łazienki, korzystając z drzemki maleństwa, druga karmi czarnowłosego chłopczyka. Nic szczególnego. Na łóżku pod oknem staje się cud.

Powoli przyjrzała się maleńkiej główce. Dziwna fryzura. Skronie ledwie pokryte czarnym meszkiem, a przez środek przebiega gęsty  grzebień włosów. Zabawny człowieczek. Uszy ma maleńkie i zgrabne. Czarne brwi. Spod fałd powiek zaczynają nieśmiało wychylać się długaśne rzęsy. Zadarty nosek marszczy się nieznacznie. Urocze. Kobieta zdejmuje bawełnianą rękawiczkę z malutkiej dłoni. Po chwili maleńka piąstka zaciska się wokół palca. Serce, w którego istnienie wątpiła jeszcze przed chwilą zaczyna bić jak oszalałe. Wpatrzona w pucołowatą twarzyczkę zamiera. Czuje TO. Nie sposób zapanować ani zatrzymać tego, co się dzieje. Oszalałe serce za moment wyłamie klatkę żeber. Krew wrze...to już nie krew. To płynna miłość rozlewa się po całym ciele, buzuje, krąży, wnika w każdą komórkę. Za moment kobieta rozpadnie się na milion kawałków, zginie, przestanie być sobą,  cała stanie się tym, co ją właśnie spala i obraca w pył. Umiera cichutko.

22 września 2011 roku na jednej z trójmiejskich porodówek umarła młoda dziewczyna. Nie będziemy jej jednak żałować. Taka jest kolej rzeczy. Umieramy kiedy dajemy życie i same rodzimy się wówczas na nowo. Mało jest kobiet, w których urodzenie dziecka niczego nie zmienia. We mnie zmieniło wszystko. Choć straciłam kilka ważnych i cennych rzeczy, zyskałam moc i siłę o jaką nigdy by się nie podejrzewała. Chciałabym napisać, że od tej pory było "z górki". Że nie płakałam już więcej, że dałam sobie radę, że byłam wzorową matką. Nie prawda. Jeszcze wiele tygodni upłynęło, nim doszłam do siebie, jeszcze więcej nim wybaczyłam sobie to, że nie kochałam od pierwszych chwil. Kiedy po raz pierwszy nazwałam siebie mamą płakałam mocniej niż wtedy gdy odkryłam, że siny zapuchlak to najpiękniejsza istota na świecie. Całe szczęście, wtedy wszelki płacz mogłam zrzucić na hormony. 




15 komentarzy:

  1. Bardzo wzruszające i jakie prawdziwe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Rzadko się tak uzewnętrzniam, ale te Helkowe urodziny mnie tak natchnęły;)

      Usuń
  2. Nigdy nie przeczytałam tak poruszajacego opisu narodzin wlasnego dziecka!
    Więc z okazji 3 urodzin Heli zycze WAM wiele pieknych chwil razem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! Dopiero po tzrech latach doszłam do siebie na tyle, żeby to opisać;)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. O rany, chyba się przebranżowię! Zacznę pisać dramaty;)

      Usuń
  4. Pisz częściej Matko Rak albowiem robisz to doskonale! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Mam zamiar doskonalić się w tym fachu, więc jeszcze Was podręczę postami;)

      Usuń
  5. Zapomniałabym... STO LAT :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj, nie zdajesz sobie nawet sprawy jak ja zaciekle czytam twoje posty, uwielbiam jak piszesz.Gdy wydasz książkę, poświęcę noc i będę stać pod księgarnią żeby mi czasami jej nikt nie wykupił. Na słowa "płynna miłość" rozkleiłam się i nie mogłam dalej czytać, łzy przesłoniły mi wszystkie litery. Pięknie opisałaś swoje przeżycia po porodzie, nigdy nie słyszałam żeby ktokolwiek włożył w to tyle serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, nie zdajesz sobie sprawy jak zaciekle czytam tego typu komentarze;) Gdy wydam książkę, to nie będziesz musiała stać pod księgarnią, tylko sama Ci ją dam! Tyle tylko, że nie spodziewam się aby to nastąpiło szybko;)

      Usuń
  7. No i właśnie dlatego urodziny powinna obchodzić matki a nie dzieci ;) No powiem Ci maleńka że z tej strony Cię nie znałam ;) A z zapuchlaka niezła laska rośnie, pewnie Tobie na przekór ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. zresetowałaś mi system, mój wewnętrzny, Matko Rak.
    sto lat Helu i samych okrąglutkich, idealnych, bezglutenowych bułeczek!

    OdpowiedzUsuń
  9. siny zapuchlak ma cudowna mame!

    OdpowiedzUsuń