niedziela, 15 czerwca 2014

Wsiąść do pociągu...

Kiedy już wszystkie pudła, kartony i walizki upchnięto oraz wciśnięto je  na siłę do samochodu, okazało się... że dla nas (tzn. dla mnie i Helki) miejsca tam nie starczy. Postanowiłyśmy wyruszyć w ślad za Rakiem korzystając z luksusów oferowanych przez PKP. Siedem godzin- tyle miała trwać nasza podróż. Wizja przebywania w małym ciasnym pomieszczeniu z Helką napawała mnie grozą, dlatego też wezwałam na pomoc Gagę. I tak we trzy stanęłyśmy na peronie Gdańskiego dworca. Dziesięć minut spędzonych na oczekiwaniu na pociąg dało nam przedsmak tego, czego możemy się spodziewać. Właśnie po raz enty podnosiłam bagaże wywrócone przez targaną emocjami Helkę ( pierwsza podróż pociągiem), kiedy na peron wtoczył się... nie, jeszcze nie pociąg, Mati Tlazak z Adą Tlyzjelką. Przewidująca Adka pożyczyła nam przenośny odtwarzacz DVD. Podziękowałam grzecznie. Gdybym wiedziała, to co wiem teraz, ucałowałabym jej stopy. Tak, Ada uratowała tym gestem życie kilku osób, ale nie uprzedzajmy faktów, oto bowiem na peron wjeżdża wyczekiwana maszyna...
Ja nie wiem, czy to jest standard, bo dawno nie jeździłam pociągami ale trafił nam się klimatyzowany, czysty i komfortowy przedział. Dwa razy sprawdzałam, czy to na pewno druga klasa! Pierwsze kilka minut podróży upłynęło nam pośród helkowych ochów i achów :
-mamo, pats to jes pociąg, tu mozna siadać, a tu jes okno, mozna wyglądać! Baaaabsiu, tam jes klowa! Ona lobi muu i daje mleko! Ooooo, pan tu siedzi...
Dwaj towarzyszących nam mężczyźni niemal jednocześnie zaczęli udawać, że śpią. Mądra decyzja, śpiące osobniki nie są wg Helki towarzystwem do konwersacji. Dokonawszy oględzin (ooooo, pany piją! (śpią= piją-po helkowemu))  i obwąchawszy, dała im spokój. Niestety, u mnie sztuczka z fingowanym snem się nie sprawdza. Dziecię budzi mnie wkładając paluchy do oczu, w skrajnych przypadkach składając na moich ustach zaślinione buziaki i wrzeszcząc: opudź się mamo, to był najsłodsy posałunek plawdziwej miłości!Ale wróćmy do przedziału: właśnie skończyło się zainteresowanie tym co za oknem, oraz tym co w środku. Zaczyna się fałszywe "muszę siusiu"- żeby przeciągnąć matkę po pociągu. Dajemy gadzinie kolorowankę, co uspokaja ją na chwilę. A potem się zaczyna. Najpierw nieśmiała prośba o zamienienie się miejscami. Ulegam. Dziecko siada, kręci tyłkiem i stwierdza:
-to nie jes moje miejsce. Tylko babci.
po czym jednym susem przeskakuje na drugą stronę i dawaaaaj, babcię spychać z siedzenia z dzikim wrzaskiem:
-baaaabsiu, wyyyyłaź, to moje miejsce, wyyyłaź siooo!
-Helko! Nie wolno się tak zachowywać! Możesz grzecznie poprosić babcię o zamianę miejsca.
-baaaaabsiu, ploooosę, wyłaź to moje miejsce, sioooo!- poprawia się Helka. Po chwili jednak zmienia zdanie co do siedzenia, znowu chce się zamienić ze mną. Pozwalam. Córka stwierdza wówczas, że jest już "dolosła", a to uprawnia ją do wspinania się na okno. Sadzam trola na siedzenie i tłumaczę co i jak. W odpowiedzi słyszę:
-musę się psytulić do babci, bo jom kocham!
Babcia daje się podejść, robi maślane oczy i wyciąga ramiona. Helka skacze jej na nogi, odbija się i już po sekundzie wisi na półce bagażowej, majta nogami i śpiewa na całe gardło:
-małpka wieee, nauczy cieee.
Patrzę na zegarek, zostało nam 6 godzin i piętnaście minut do końca podróży. Rozważam różne możliwości. Mogę wyjść do toalety, zamknąć się tam i przesiedzieć tak do Wrocławia. Mogę również wyskoczyć przez okno. Albo...DVD! Przypominam sobie o adkowym darze. Chwała Panu!
-Helu, chcesz bajkę?
Helka jest łasa na bajki. Nieczęsto je ogląda. Nie mamy przecież telewizora. Włączam jej jakiś badziew o Barbie i....cisza. Dzieciak siedzi i wpatruje się w ekran z tępym wyrazem twarzy.Normalnie mi to przeszkadza i nie pozwalam, ale teraz- siła wyższa! Przez następne 6 godzin i piętnaście minut, moje dziecko poznaje historię barbie i tańczących księżniczek, kawałek Shreka, Wallego i doktor Dośkę. Oczy ma czerwone jakby spawała bez gogli. Po raz pierwszy w życiu stwierdzam, że telewizja, szatański wynalazek, który ogłupia i otumania, ma swoje dobre strony. Zakup odbiornika, nadal wykluczam. Za mocno by mnie kusił ten łatwy sposób na zapewnienie sobie świętego spokoju.
-

4 komentarze:

  1. Zaraz padnę trupem ze śmiechu,jesteście rewelacyjne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj- z perspektywy czasu- też mnie to bawi. Podczas wyżej opisanych zdarzeń byłam po prostu przerażona:)

      Usuń
  2. Uwielbiam Waszą rodzinę :-D Powodzenia w nowym miejscu........ i szkoda, że to nie Katowice ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Katowic kawałek:) Żałuję, bo właśnie zyskałabym w Tobie towarzystwo na kawę! Muszę poszukać tu towarzystwa jakiegoś, bo trwa drugi tydzień pobytu, a ja znam jedynie gościa z zoologicznego (chodzimy tam oglądać rybki i ...pająka) :)

      Usuń