Córka mi dorasta. Kwestionuje każde moje słowo, pyskuje i bywa nieznośna. Ewidentnie staje się kobietą. W dodatku podobną do mnie. Nie ma dnia, żebym nie usłyszała przynajmniej kilka razy "zlobie to sama, umiem, jestem jus dolosła!". Zmienia się również podejście Helki do facetów. Nieśmiała się zrobiła, w dodatku nieśmiała w zalotny sposób. Wiecie co mam na myśli-trzepoce rzęsami, uśmiecha się wstydliwie, niby nie patrzy, ale rzuca powłóczyste spojrzenia. Ot, zalotnica! Chłopców na podwórku i placu zabaw zaczęła traktować inaczej niż do tej pory. Niby chce, ale nie chce- no baba stuprocentowa. Ostatnio w ramach przełamania lodów oznajmiła pewnemu siedmiolatkowi:
-kłopcyku, a wies, zjadłam na opiat głąbka!
Niemrawy chłopaczek nie zrozumiał, że to wstęp do dłuższej rozmowy, i bóg wie czego jeszcze. Popatrzył, zmarszczył brwi i uciekł.
-spoko, Helko- pocieszam- za kilka lat jeszcze cię będzie prosił, żebyś mu o gołąbkach opowiadała!
W ramach zadośćuczynienia idziemy na huśtawkę. Po chwili w naszą stronę zmierza inny chłopczyk. Na oko pięcioletni.
-oooo, to jes mój kolega, on idzie tu do mnie! -cieszy się Helka, a ja wiem doskonale, że widzi typa po raz pierwszy w życiu.
-ceść kolego kłopcyku-wrzeszczy na powitanie.
Kolega chłopczyk nie raczy odpowiedzieć, sadowi się za to na huśtawce obok. Po chwili pojawia się jego mama. Obie zatrudnione w charakterze darmowego silnika napędzamy sprzęt bujający. Dzieciak zaczyna opowiadać mamie o tym, co robił w przedszkolu. Helka przysłuchuje się przez chwilę, ale wreszcie dochodzi do wniosku, że należy dyskretnie i z wdziękiem zwrócić na siebie uwagę:
-cicho jus bądź- wrzeszczy- ja ci telas bendem śpiewała piosenke o ogólku zielonym!
I tu zaczyna się recital, którego z litości Wam nie przytoczę. Chłopaczek z huśtawki obok wymiękł przy ósmej zwrotce "jaworowych ludzi". Uciekł niewdzięcznik, nie wysłuchawszy koncertu do końca.
-on jus posedł do domku na obiat- stwierdziła niezrażona artystka.
Zabieram biedulkę na nasze podwórko. Żal mi dziewczyny, w końcu dostała dwa kosze w ciągu jednego popołudnia. Właśnie przymierzamy się do rozgrywki piłkarskiej, kiedy z klatki wychodzi mały Oskar.
-oooooo, Oskaze, psysedłeś do mnie!- woła córka.
Oskar staje jak wryty. Helka zmierza w jego kierunku szczebiocząc słodko:
-będziemy się lazem babiły kucykami...
Chłopiec mierzy odległość do zaparkowanego przy chodniku rowerka. Patrzy to na rower, to na Helkę. Wreszcie daje susa, wskakuje na swoją maszynę i tylko kurz po nim zostaje.
-Ooooooskaze, a dzie ty jedzies? Lacego tak sybko jedzies? Oskazeee, wlacaj tu!-krzyczy mała dama i rzuca się w pogoń. Przez następną minutę Oskar ucieka pedałując co sił w nogach, Helka co sił za nim goni, a matka Rak biega za Helką, ze strachu, że przytłoczony helkowym zainteresowaniem chłopiec nie wytrzyma napięcia i spróbuje rozjechać zalotnicę. Wreszcie małemu cykliście udaje się zgubić intruza. Intruz (czytaj Helka) sprawia wrażenie smutnego. Jak poprawić humor kobiecie?
.....................................................................................................................................................................
Kilka minut później siedzimy przy kuchennym stole i wcinamy lody. Jako matka dorastającej córki czuję presję. Powinnam coś powiedzieć.Oto nadszedł czas na pierwszą poważną rozmowę o związkach:
-widzisz Helu, faceci to głąby. Nie potrafią rozmawiać, nie potrafią słuchać, nie doceniają naszych starań.
-lubię głąbki!-rzecze Helka zlizując truskawkowy sorbet z mankietu.
Helka się nie zraża...najwyraźniej temat relacji damsko-męskich wart jest starań:-)
OdpowiedzUsuńInna dziewczyna by się poddała, ale nie Helka :D
OdpowiedzUsuńHelka się zna:)
OdpowiedzUsuńfaceta trzeba przydusić;p
Helka wymiata!
OdpowiedzUsuń