Jestem zwierzęciem weselnym. Uwielbiam- przaśne, polskie, rubaszne, z grajkami i błogosławieństwem, z mordobiciem, piciem, tańcem, oczepinami, stołami uginającymi się od zagrychy, z pijanym wujkiem- "coooo? Ze mną nie wypijesz?" na dokładkę. W ciągu ostatnich ośmiu lat byliśmy na kilkunastu weselach. Pamiętam dwa- te na których była z nami Helka. Reszta jak przez mgłę, czyli, że bawiłam się wyśmienicie. Na ostatnie poszliśmy bez dziecięcia. Chwała Gadze, że zgodziła się wziąć na przechowanie! I co? Myślicie pewnie, że tęsknota zmuszała mnie do spoglądania na telefon? Że wydzwaniałam co chwila sprawdzić, czy wszystko w porządku? Że na widok pięknie ubranych dziewczynek czułam żal, że nie zabrałam swojej? Ano, dobrze myślicie. Taki stan rzeczy na szczęście trwał tylko do 21, kiedy to otrzymałam od Gagi sms o następującej treści: Śpi. Tańcuj! No jak nigdy, posłuchałam matki! Mało tego, dokonałam interpretacji, reinterpretacji a na koniec nadinterpretacji tej krótkiej wiadomości. Uznałam, że matka zachęca mnie do rozpasania w tańcu, nieumiarkowania w jedzeniu i rozpusty w piciu. Krótki tekst wysłany przez Gagę zwolnił mnie z odpowiedzialności, uwolnił od napięcia i dał zielone światło: hulaj dusza, piekła nie ma! No tośmy pohulali. Winę za wszystko ponosi oczywiście Gaga. Bo to ona kazała:
-wypić 6 litrów wina,
-wygrywać oczepinowe konkursy ( tak, wiem, że kilkadziesiąt osób miało okazję zobaczyć mój tyłek, ale dwie flaszki weselnej piechotą nie chodzą),
-wywijać biodrami niczym brazylijska królowa karnawału ( w wyobraźni. Podejrzewam, że w rzeczywistości bliżej mi było do wijącego się w konwulsjach pijanego szympansa, niż do seksownej kocicy- wiecie jak kobietom wzrasta seksapil po alko...),
-śpiewać na całe gardło "przepijemy naszej babci". Do mikrofonu.
Do tego właśnie doprowadziła mnie matka. To żywy dowód na to, że dzieci należy trzymać krótko i nie puszczać na imprezy. Oczywiście Gaga jest odpowiedzialna również za to, że następnego dnia bolało mnie tu i ówdzie, oraz za ewentualne straty moralne innych uczestników wesela. A także za to, że przez kilka godzin byłam sobie wyluzowanym, nieodpowiedzialnym i beztroskim człowiekiem. Dzięki Mumu, zaznacz sobie w kalendarzu: 19 kwietnia Helka zostaje u mnie na noc. No co? Znowu kroi się impreza. Znowu muszę mieć na kogo złożyć...
Na Twojego bloga trafiłam kilka dni temu, zdążyłam przeczytać tylko kilka wpisów, ale już uwielbiam sposób w jaki piszesz. Osiadam tutaj na dłużej, z niecierpliwością czekając na kolejne wpisy.
OdpowiedzUsuńMatce też należy się reset.
Pozdrawiam - Monika
Uwielbiam momenty z cyklu "gdy nie ma w domu dzieci" :D człowiek bawi się tak, że wstyd dzieciom opowiadać. Ale troche beztroski musi być ;)
OdpowiedzUsuńMatko ,Ty się tak nie chwal że odpuściłaś bo ja pamiętam jak Helunia miała 4 miechy, poszliście na wesele 5 kroków od domu a do 3 rano dostawałam sms-y czy z małą ok, czy aby nie płacze, czy nie tęskni .... :P
OdpowiedzUsuńPoszalałaś Kochana! :) Nominowałam Cię do Liebster Award. Więcej szczegółów u Matki Denatki :)
OdpowiedzUsuń