Wchodzi Helka do Smyka. Towarzyszy jej matka chrzestna Józia. Józia przejrzawszy zawartość filcowej sakiewki w kształcie truskawki, odzywa się w te słowa:
-Helusiu, możesz sobie coś wybrać.
W duchu modli się, aby wybór Helki nie padł na żadne interaktywne tałatajstwo za trzy stówy. Cóż, słowo się rzekło. Kazała wybierać? Poniesie koszty.
Jako, że sezon około walentynkowy, na wielkim stojaku przy samym wejściu czerwienią się dumnie pluszowe serca. Helka podchodzi do stojaka, zdejmuje małe, tandetne pluszowe serduszko i mówi:
-a moze teldusko?
-nieee, no aż taka skąpa to nie jestem! Wybierz sobie coś innego, Heluniu. Takie serduszka to tylko kurz zbierają.- odpowiada Józia.
Prowadzi Helkę między półki z kosztownymi zabawkami. Mała wciąż trzyma w rączce serduszko.
-no dobrze, to może taką lalkę? -pyta Józia.
-a moze teldusko?- odpowiada pytaniem Hela.
-rany, to może klocki? Lubisz klocki! Idziemy.
Przy regale z klockami następuje prezentacja:
-spójrz, to fajny zestaw, są tutaj zwierzątka! Nie masz takich. Może kupimy te klocki?
-a moze teldusko?- pyta niewzruszona Helena.
Idą dalej. Przy gadzetach z Kubusiem Puchatkiem zatrzymują się na dłużej.
-oooo, Kupuś! Ooooo, to jes Papouchy!
-podobają ci się?
-taaak!
-to może kupimy takiego kubusia?
-taa...nie! A moze teldusko?
-ooooeeezuuu...
Nic to. Józia się nie poddaje. Zamierza uszczęśliwić Helkę za wszelką cenę. Przeciąga dzieciaka po całym sklepie. Przestaje się liczyć z kosztami, pokazuje wszystko ( nawet te półki, które z racji cen planowała ominąć). Wreszcie dzieciak zatrzymuje się przy interaktywnej Agatce z funkcją TRY ME. Naciska brzuszek. Lalka zaczyna śpiewać. Naciska jeszcze raz, chwyta za rączkę, ogląda. Jest zainteresowana. Cena? 160 złotych. Nic to. Po kilku minutach liczenia w myślach, Józia stwierdza, że da radę dociągnąć do końca miesiąca jedząc kisiel z Biedronki.
-chcesz ją? Kupimy tę lalkę?-pyta.
-nieee, pobabiłam. Moze teldusko?
Zrezygnowana Józia płaci za serduszko i wychodzą ze sklepu. Czekam przed wejściem. Hela wybiega i uradowaa pokazuje nowy nabytek.
-mam teldusko! -przykłada gadzet do brzuszka- telce bije, bum talala...
Niepocieszona Józia zdaje mi relację. Śmieję się:
- w czym rzecz? Pozwoliłaś wybrać, wybrała. Jest zadowolona, a ty nie zbiedniałaś. To chyba dobrze?
-no tak, ale pomyśl, na kogo ja wychodzę? Zabrałam dzieciaka do największego sklepu z zabawkami, poszczułam wszystkim co jest w środku, a na koniec puściłam jej badziew za osiem ziko!
Chwała Ci matko za dziecko patrzące sercem... No blacharą to Helena nie będzie ;)
OdpowiedzUsuńHehhe, żadnej mojej zasługi w tym nie ma! Ja nawet jestem zawiedziona, jak zaprowadzam ją na zabawkowy z nadzieją, że się pobawię czymś fajnym, a ona wybiera kolorowankę;)
UsuńMoja woli pudełko z zapałkami od czadowej świecąco-pierdzącej zabawki które fascynują np mnie ;P
UsuńNorma! ;) Zabawki są dla dorosłych, żeby mogli się bawić i mówić "ja takich nie miałem";)
Usuń:) tylko się cieszyć, że Dziewczynka wie, czego chce :D
OdpowiedzUsuńCo to, to tak. Ostatnio tak się uparła na puzzle z Mickey, że żadne super wypasione zestawy nie były w stanie jej skusić;)
UsuńHelenka jeszcze nie naoglądała się reklam.U mnie już się zaczęło - kurna co reklama - zasadnicze pytanie: babciu kupisz? Czasami mięknę żeby nie wyjść na sknerę,albo co najgorsze na wyrodną babcię. 30 lat temu było dużo łatwiej - nie było wyboru zabawek i dzieciarnia spędzała mnóstwo czasu na podwórku. Maja
OdpowiedzUsuńNie zapoznaj,że Helka nie ma telewizji;)
OdpowiedzUsuńto serduszko kosztowało 6.90 :)
OdpowiedzUsuńPiękny, szklany, drapiący plusz :D
Masz ci los! Przedstawiłam Cię jako hojniejszą niż jesteś w rzeczywistości;)
UsuńHela konkretna dziewczyna. i ekonomiczna - przynajmniej jeśli chodzi o zabawki :)
OdpowiedzUsuńserca są piękne i trzymają Nas przy życiu:) będzie Mała lekarzem;)
OdpowiedzUsuńMały kardiolog się szykuje :)
OdpowiedzUsuńHaha, grzeczna mało wymagająca Helcia. Prawie jak Cali. Wczoraj pod koniec badania okulistycznego lekarka mówi do niej: Taka grzeczna byłaś kochanie, może chcesz w nagrodę jakąś zabawkę ode mnie?
OdpowiedzUsuńCalineczka zastanawia się chwilę po czym odpowiada: neee ce, mam domu moc, papa! (moc - po czesku znaczy dużo) odwróciła się i poszła. ;)
Muszę nauczyć chyba to moje dziecko, że jak dają za free, to ma brać. :D
ale się uśmiałam :-) şwietna jest ta Wasza côrcia...
OdpowiedzUsuń