Czy znacie małe dziecko, które nie lubi Gwiazdki? Takie, które drażnią błyszczące ozdoby, denerwują rozświetlone drzewka? Czy znacie dziecko, które w świątecznych życzeniach, uśmiechach i dobrych uczynkach dopatruje się fałszu, obłudy i zakłamania? Ja też nie. Dzieci biorą święta z całym ich dobrodziejstwem. Cieszą się nimi, pławią w blasku choinkowych lampek, a na puste nakrycie patrzą z nadzieją, że w tym roku do drzwi zapuka strudzony wędrowiec. Niestety, z czasem ich nastawienie się zmienia. Stają się roszczeniowe, wymagające, znudzone. Już tylko najnowszy tablet, najdroższy smartfon, najszybszy quad może na moment je zadowolić. Takie czasy-powiecie? Nie, tacy dorośli!
Kolejka ma chyba czterysta kilometrów i porusza się w ślimaczym tempie. Na jej widok ogarnia mnie przerażenie. Z tymi czterystoma kilometrami może trochę przesadziłam, ale bita godzina stania to fakt.
-Heluniu, tu trzeba bardzo długo czekać, jesteś pewna, że wytrzymasz?
-a tam w ślodku jest Mikołaj?
-tak.
-to wytsymam!
Stajemy na końcu ogonka. Helka cierpliwie czeka na swoją kolej. Oczywiście cierpliwie, nie oznacza w ciszy i bezruchu. Tańczy, śpiewa, pyta i czeka. Ona musi do Mikołaja. Ma w planach powiedzieć mu, że go kocha, a poza tym w liście nie doprecyzowała o który zestaw Lego Friends chodzi. Przed nami czeka czteroosobowa rodzina. Córka, synek, komplet rodziców.
-tam zadają jakieś zagadki, pójdę zobaczyć-mówi chłopiec, po czym oddala się w stronę innego namiotu. W tym czasie mający dość stania w kolejce rodzice, zaczynają urabiać córkę:
-jedźmy już do domu. Tu nie warto stać. Zobacz jakie to wszystko dziadowskie!
-ja chcę do Mikołaja.
-a widzisz jaka tu jest kolejka, inteligencie?- dopytuje tata.
-ale jest Mikołaj. Będę miałą zdjęcie z Mikołajem! -odpowiada niezrażona dziewczynka.
-a idź, myślałam, że jesteś mądrzejsza-wtrąca się mama.
Dziewczynka robi hardą minę i stoi dalej. Rodzice głośno komentują.
-ale gówno. Takie dziadostwo ludziom puszczają. Stać godzinę w kolejce po zdjęcie z gościem ze sztuczną brodą. Tam jeszcze coś rozdają, ale kolejka gorsza niż tu.
-też pewnie jakieś gówno.
Gówno przewija się w dialogu tej pary raz po raz. Gówniane namioty, gówniany mikołaj, gówniane zdjęcia i gówniane upominki. Iście magiczna kraina, wszystko wyrzeźbione z gówna! I żeby nikt mnie nie oskarżył o podsłuchiwanie! Tych ludzi słyszy cała kolejka. Ich słowa wreszcie docierają do uszu Helki.
-mamusiu, a ten Mikołaj jest plawdziwy?
-jest tak prawdziwy, jak tylko Mikołaj może być prawdziwy! -odpowiadam, sprytnie nie okłamując dziecka.
-to dobze. Bolą mnie tlochę nogi. Następnym lazem psyniesiemy jakieś ksesło!
Tymczasem przed nami dzieje się rzecz następująca. Oto na łono rodziny wraca chłopiec, który poszedł szukać innych atrakcji. Uśmiechnięty od ucha do ucha pokazuje swoją zdobycz:
-dostałem taką kolorową posypkę do ciasteczek. Tu jest też przepis i można...
-ale gówno!-przerywa tata.
-ja i tak kupię gotowe.-dodaje mama.
Chłopiec markotnieje. Przed chwilą myślał, że to fajnie, jak ktoś ci coś daje, nawet, jeśli to tylko drobiazg, teraz już wie, że to wszystko to GÓWNO! Rodzice stoją w kolejce jeszcze kilka minut. Wreszcie znudzeni tłumaczą córce, że w namiocie nie ma prawdziwego Mikołaja, tylko jakieś sztuczne plastykowe... tak, macie rację- znowu gówno. Zdjęcie z Mikołajem to wydarzenie, powód do radości, chwila pełna emocji. Ale kto by tam stał godzinę w kolejce po zdjęcie z gównem? Wobec tak postawionej sprawy, dziewczynka daje za wygraną. Rodzina odchodzi, kolejka przyspiesza. Stoimy dalej. Po godzinie drzwi namiotu rozchylają się przed nami. Co widzę? Za chudego, za młodego chłopaka w niedopasowanym kostiumie. Helka chyba widzi coś innego. Z szeroko otwartymi oczami wpatruje się w pozłacany tron i białą brodę. Z przejęcia zapomina języka w gębie. Mikołaj zaprasza ją gestem, wreszcie wstaje i wyciąga do niej ręce.
-mamo, chodź ze mną, bo tego nie wytsymam!
Po chwili w nasze ręce trafia jedno z paskudniejszych zdjęć jakie kiedykolwiek nam zrobiono. Wracamy do domu z tarczą. Rozpromieniona Helka krzyczy od progu:
-tato, nie uwiezys!
Jest zachwycona. Siedziała przez chwilę na Mikołajowych kolanach. Ma na to dowód. Martwi się jedynie, że nie zdołała mu powiedzieć, że chodziło jej o Bazę Ratowniczą. W końcu jednak stwierdza, że Mikołaj nie taki głupi, z pewnością wie.
W głowie Matki Rak kłębią się smutne myśli. Bo sama też ma na sumieniu niejedno bezmyślnie rzucone: ale dziadostwo. Robi w myślach plany naprawcze. Kiedy kilka dni później natrafia w parku na oświetlone drzewo, zamiast dać przyzwolenie na myśli w stylu- eeee, tylko jedno...- biegnie do domu po Helkę. Drzewo zostaje ochrzczone mianem magicznego. I dzieje się cud. Abo drzewo w istocie jest magiczne, albo odtańczony wokół pnia taniec radości sprawia, że Matka Rak nie musi już udawać swojego entuzjazmu. Iluminacja jest piękna, a radość, jaką daje Helce działa wyłącznie na jej korzyść. Spod drzewa ruszamy wprost pod ratusz. A tam... nawet krzywy anioł wygrywający na trąbie zyskał na urodzie. Lodowisko, które kilka dni temu wydawało się małe i brzydkie, już takie nie jest. Cóż za szczęście, że W OGÓLE JEST! Tak oto wygląda świat oglądany oczami dziecka. Przynajmniej do momentu, w którym naszym dorosłym narzekactwem nie zniszczymy dzieciom wzroku. Na szczęście Matka Rak przejrzała na oczy. Nieważne, czy za sprawą świątecznej magii, czy też krzywego zwierciadła, w którym przejrzała się stojąc w kolejce do gównianego Mikołaja.
Świetny tekst...masz rację, to my, dorośli,często swoim gadaniem pozbawiamy magii dzieciństwo naszych dzieci. Cieszmy się nawet tymi małymi rzeczami...dzieci wiedzą, co jest najcenniejsze. Są mądrzejsze od nas. Zdecydowanie. Radosnych świąt dla Ciebie, Męża i Helki :)
OdpowiedzUsuńZamarłam. Serio. Chociaż ja sama jestem nakręcona zawsze na te świąteczne rzeczy tak samo jak moje dzieci i tak samo chętnie lecę popatrzeć na drzewo ustrojone lampkami, drzewo to nawet nie jest choinką. Nigdy nie mówię, że coś jest gówniane. Dla mnie może i jest, ale dla nich być nie musi. Zamiast gównianego, może być mało atrakcyjne. Ale nawet osypująca się brokatem bombka jest atrakcyjna w tym czasie. A że Mikołaj sztuczny, teraz to wiem, kiedyś nie wiedziałam, niech oni też nie wiedzą, jak najdłużej ;)
OdpowiedzUsuńMiałam sobie darować w tym roku pieczenie pierniczków z córkami, ale nie odpuszczę jednak mimo wizji zamączonej i ulukrowanej kuchni. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńWiessz co. To jest bardzo bardzo dobre przesłanie świąteczne. Bardzo bardzo w duchu, czy nie?
OdpowiedzUsuń