Przeprowadzka to doskonały okres aby poddać w wątpliwość zasadność trzymania w domu artefaktów typu: sukienka ze studniówki, zestaw złoconych sztućców w iście królewskim wydaniu (prezent, nie pytajcie), dziecięce odświętne ubranka schowane na specjalną okazję która nie zdążyła nadejść, nim dzieciak zmienił rozmiar, itd. Przeprowadzka to także doskonały pretekst aby krytycznym okiem przyjrzeć się zabawkom naszych pociech. Szacowanie wartości nie wchodzi w rachubę- tysiące złotych w zabawkach, z czego część nie warta funta kłaków. Po co się zatem denerwować i liczyć? Liczenie zostawmy masochistom, sami natomiast przyjrzyjmy się czym bawią się nasze córki...
Barbie.
Poczciwa staruszka. Jej niemądry wyraz twarzy nie zmienił się od czasów mojego dzieciństwa. Tak samo miłość do różu. Barbie jest miła, dobra i zupełnie nijaka. Od czasu do czasu sprzedają ją w zestawach wraz z defekującymi zwierzątkami, brokatowymi pasemkami i innym dziadostwem, jednak w gruncie rzeczy Barbie to Barbie. Nie zmienia się ani na jotę. Raczej nie groźna. Rzecz jasna, jak każda ze sławnych blondynek zdołała uzbierać spore grono przeciwników zarzucających jej: anoreksję, złe prowadzenie się (oficjalnie Ken nigdy nie został jej mężem) oraz brak ambicji tudzież bierną postawę wobec emancypacji kobiet.
Monsterhajki.
Jeśli oceniać po ubraniach, monsterhajki to zorganizowana grupa pań lekkich obyczajów. Kabaretki, kuse spódniczki, cekiny itd. Jeśli natomiast oceniać po wyrazie twarzyczek, budowie ciał i ich kolorycie, można wysnuć następujący wniosek: lale są martwe ( w najlepszym razie bliskie śmierci z powodu skrajnego niedożywienia). Reasumując: wredne martwe tirówy. Jako, że walory estetyczne zabawki są dość dyskusyjne, laleczki dochrapały się sporej grupy zagorzałych wrogów. Niektórzy przedstawiciele kleru zarzucają im konszachty ze Złym, okultyzm oraz demoralizujący wpływ na dzieci i młodzież. Matka Rak zarzuca im tylko jedno: brzydkie w chuj .
Bratz.
Przeciętna lala z tej serii wygląda jak połączenie Megan Fox z Ewą Minge. O ile MH przywodzą na myśl przedstawicielki najstarszego zawodu świata, o tyle Bratz to już inna liga, mianowicie PORN STAR. Półprzymknięte w orgastycznym uniesieniu oczy i wary jak pontony +wulgarny makijaż oraz dyskusyjne ciuszki. Bratz występują w kilku wariantach, w tym inspirowanym hamerykańskimi wyborami małej miss. Przerażające!
Equestria girls.
Projektant tychże lal ( z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że dewiant) uznał, iż połączenie dziewczynki z koniem to świetny pomysł. Co wyszło? Ano dość paskudne dziwolągi. Nieproporcjonalne dziewczynki w kolorach tęczy. Olbrzymie głowy, chude kończyny i ...końskie uszy. Przyznać im trzeba, że mimo bezdyskusyjnej brzydoty posiadają jedną zaletę: nie są wyuzdane ani "seksowne". Fakt, ubranka nieco za skąpe, ale usta w rozmiarze S i sympatyczny wyraz naleśnikowatych twarzyczek. Ps. zamiast stóp mają takie kulki. Wygląda to naprawdę dziwacznie.
Księżniczki Disneya.
No cóż, tu mam mieszane uczucia. O ile na ocenę wyglądu Martwiaków, Gwiazd Porno i Kucyko-dziewczynek (będących ucieleśnieniem podejrzanych zoofilskich fantazji ) nie miały wpływu materiały reklamowe w postaci kreskówek (większości nigdy nie widziałam na oczy), o tyle trudno mi oceniać disneyowskie mimozy bez uprzedzeń. No bo tak, same lalki są po prostu ładne. Wdzięczne dziewczątka w balowych sukienkach. Z drugiej jednak strony, większość z nich to... głupie pindy. Bezgranicznie dobre naiwniaczki, zupełnie zależne od facetów. Dodatkowo, blachary i materialistki- tylko książęta im w głowie! Archaiczne i skazane na wymarcie. Oczywiście, istnieją wyjątki! Pierwszą względnie bystrą księżniczką była Bella. Nie dosyć, że działała zamiast czekać jak nierozgarnięta, aż zajmie się nią jakieś książątko, to jeszcze czytała książki. Arielkę z kolei cechowała ciekawość i żywiołowość, co się chwali, jednak nie można pominąć faktu, że poświęciła wszystko dla widzianego raz w życiu bubka. O Kopciuszku to już nawet szkoda gadać. Kobieta pozbawiona jakiejkolwiek ikry. Gdyby wróżka nie dała jej sukienki za free, prawdopodobnie po dziś dzień służyłaby za popychadło macochy. Moralnie też wypada słabo-wystarczyła jedna impreza, żeby związać się z obcym chłopem. Równie bierna i naiwna co Śnieżka. Tamta z kolei obsługiwała krasnali i wyszła za widzianego dwa razy w życiu faceta. Nie jestem pewna, czy to właściwy wzór dla dziewczynek, jeśli jednak mam wybierać czym bawi się moja córka, księżniczki wygrywają z poprzedniczkami.
Dawno, dawno temu, w innym życiu ( to będzie ze trzy lata wstecz, zanim urodziła się Helka), obiecywałam sobie umiar i minimalizm. W kwestii zabawek, rzecz jasna. Pokój mojego dziecka miały wypełniać jedynie starannie wybrane, gustowne i sensowne gadżety. Nie powiem, sporo takich funkcjonuje w codziennym użyciu, niestety, minimalizm mi nie wyszedł. Obok dizajnerskich klocków, ręcznie robionych zabawek i całej masy mądrych i rozwijających gier mam w domu pięć plastykowych kucyko-straszydeł, Barbinę i rudą Syrenkę z krzywymi nogami. Jako, że Helka nie skalana zgubnym wpływem telewizji i reklam, udało nam się uniknąć Bratzów i Monsterhajek. Pokazałam zainteresowanej rzeczone poczwary podczas jednej z wizyt w zabawkarskim. Z drżącym sercem zadałam pytanie:
-chcesz takie lalki?
-...yyyy...nie, one są bzydkie! Kup mi lepiej kucyka.
Z radości kupiłam dwa!
Moja też nie chciała Monster High :)
OdpowiedzUsuńStrach pomyśleć, co będzie na topie jak podrosną;D
UsuńA moja monsterki lubi. miała nawet kilka z tych podrobionych, najtrwalsze wydanie wytrzymało 3 dni :) I mamy 3 księżniczki: Arielkę, Śnieżkę i Catanię. Będzie chciała, będzie miała, bo ja jestem z epoki kamienia łupanego, które w czasie dzieciństwa o Barbie istnieniu nie wiedziało. A teraz sama sie tymi różowościami zachwycam, bo w porównaniu do zabawek z czasu komuny, to... właściwie nie ma czego porównywać.
OdpowiedzUsuńHmmm, ja tak właściwie też mam z zabawkami problem. Tzn. uwielbiam! Te Monsterhaje mnie nie robią, ale księżniczkami nie gardzę;)
UsuńO Boszh.... Dzięki Ci matko Helkowa, już myślałam że to ze mną coś nie ten teges że wszystko mi się kojarzy z porno i duszno... ;) Steff na razie wystarczą szmacianki... Hm... Jakoś Szmacianka też mi się kiepsko kojarzy :/
OdpowiedzUsuńHaha, na piwo powinnyśmy pójść, bo ja widzę więcej podobieństw niż myśli nieustannie błądzące wokół dwuznacznych skojarzeń;D
UsuńNie mam córki ale te wszystkie monstery i monstero podobne wywołują u mnie obrzydzenie. Nie wiem jak ktoś mógł to stworzyć i nie wiem jak można się tym bawić :D
OdpowiedzUsuńA tych koniowatych lalek jeszcze nie widziałam. Może i dobrze.
Dzieci potrafią bawić się wszystkim. Pytanie, czy powinny;) Ps. Koniowatych mam pięć sztuk. A obiecywałam sobie, że nie będzie żadnej...
Usuńja tych trupiaszczych lalek nie znoszę. Nie kupię młodej i już. Niech sobie wybierze inne lalki, Barbie już jakoś nie robi szału, ona tylko jest. dziwna taka, stoi jak siedzi to z prostymi nogami, nigdzie się nie mieści a domek dla lalek nie zmieści się w małym ich pokoju ;)
OdpowiedzUsuńTeraz na tapecie littlest pet shop. Fajne zwierzaki takie ;D
Ja tam się nawet nie zaklinam. Jeśli dzieciak miałby cierpieć z powodu nieposiadania martwej tirówki, to pewnie bym kupiła. Póki co, nie widzi w nich nic pociągającego. Nie zna tej kreskówki, zatem wnioski wyciąga jedynie na podstawie "urody".
Usuń