sobota, 15 marca 2014

Post sponsorowany!

Biorąc udział w pewnej wymianie myśli na temat sprzedajnych blogerek wdzięczących się za próbkę kremu na rozstępy do przetestowania, dokonałam publicznie psychoanalizy swojej nieskromnej osoby. Napisałam, że jeśli chodzi o sprzedawanie siebie, to ja bardzo chętnie, o ile znajdzie się  kupiec. Dodałam także, że właściciel biura podróży, tudzież luksusowego pensjonatu, który wyśle mnie i Helkę na tygodniowy wypoczynek (basen dla atopików, certyfikowana dieta bezglutenowa, masaże, spa i inne luksusy) może liczyć na hymn pochwalny raz w miesiącu do końca mojego życia. I wiecie co? Sponsor znalazł się niemal natychmiast! Tym sposobem czytacie właśnie pierwszy w karierze rakowej matki post ku chwale sponsora. Właśnie wróciłyśmy z pięciodniowego pobytu w kurorcie. Jak wrażenia? Już chwalę!
Sponsorem o którym słowo wstępu napisać muszę jest NFZ. W zasadzie śmiało mogę rzec, że to mój partner biznesowy- tyle razy opłacał mi pobyty w przeróżnych hotelach. Ostatnim relaksacyjnym wypadem za miasto w celu podratowania zdrowia i urody był pobyt  na oddziale alergologii i pulmonologii. Pięć dni wypełnionych po brzegi najróżniejszymi rozrywkami! A jakie warunki! A jaka obsługa! O wyżywieniu nie wspomnę! Ale po kolei. Pierwszy raz trafiłam na dietę (faktycznie) bezglutenową w szpitalu. Może dlatego, że to taki oddział. Nie powiem, żeby była specjalnie zróżnicowana ( pasta z kurczaka na śniadanie, zupa ze ścierki na pierwsze, kurczak z ziemniorami na drugie, chrupki kukurydziane na podwieczorek i pasta z kurczaka na kolację). Kurczak występował pod różnymi postaciami-bywał pieczenią, pastą albo pulpetem, ale zawsze pozostawał sobą- czyli kurczakiem. Najważniejsze ( i najdziwniejsze) , że Helce smakował. Suplementowałam córce dietę brokułkami, owocami i sokami we własnym zakresie. Dało się przeżyć. Co do mojego wyżywienia-wyglądało nieco gorzej. Założyłam optymistycznie, że będziemy mogły wychodzić do sklepu, więc nie zrobiłam zapasów. To był błąd. Kiedy po podaniu dwóch kropli mleka pojawiły się bąble na twarzy królika doświadczalnego ( czyt. Helki), dowiedziałyśmy się, że dla takich jak my nie ma wychodzenia. Litościwa rodzina co i rusz coś podrzuciła. Przechowywałam to w lodówce, do której dostępy strzegły niezłomne panie kuchenkowe. Piękna sytuacja-trza było prosić o podanie własnego jedzenia ( do kuchni rodzicom wstęp wzbroniony!), a jeśli strażniczki akurat nie było-zakradać się po nie jak Indiana Jones po artefakty. Czajnik, w którym można było zagotować wodę na kawę lub mleko dla Helki znajdował się na trzecim piętrze (my stacjonowałyśmy na pierwszym) obok kibla. Tak, wiem, że kibel to brzydkie słowo, ale adekwatne. No i codziennie dymałam na trzecie piętro z termicznym kubeczkiem w którym przemycałam trochę wrzątku. Oczywiście podróży tej nie odbywałam w samotności, a z Helką uczepioną nogi. Co do spania, trafiło mnie się jak ślepej kurze ziarnko! Jako, że na sali na której spało sześcioro małych pacjentów znajdowały się już trzy polówki dla matek i czwarta nijak by nie wlazła, dostałam jedyne wolne duże łóżko dla pacjenta! Wersal normalnie! Rano wystarczyło przykryć kocem i wułala. Inne bidulki musiały siłować się ze składaniem i wpychaniem do kąta. Co do kąpieli- prysznice dla dzieci, niskie umywalki i te sprawy. Dla matek nie przewidziano, więc bidne kuliły tyłki ze strachu próbując nielegalnie zmyć z siebie szpitalny smród korzystając z dzieciowych przybytków czystości. Oprócz drobnych niedogodności dotykających dorosłych pensjonariuszy, ośrodek zapewniał sporo rozrywki małym gościom. Helka do południa poddawana była eksperymentom, jednak od południa...hulaj dusza! Świetlica z mnóstwem zabawek, trzy miliony puzzli, bajki, świetliczanki z wyrazem twarzy mówiącym "jestem tu za karę, nienawidzę tych małych gnojków". Na szczęście Helon miał w tyłku minę pani opiekunki (niezbyt wrażliwy-w matkę), bawił się więc wyśmienicie. Na plac zabaw za oknem mógł sobie mój mały trzpiot jedynie popatrzeć, ale przynajmniej miał sporo "kolezanków" i "jenego kłopcyka". Ogólnie wizyta spodobała nam się tak bardzo, że zapisałyśmy się od ręki na kolejny turnus! 20 maja czeka nas kolejny opłacony przez naszego wspaniałego sponsora pobyt w tymże rozkosznym miejscu. Jak tak dalej pójdzie, to faktycznie będę pisała hymn pochwalny raz w miesiącu;/

10 komentarzy:

  1. Ale Ci sie trafilo. Spanie. Sciezka zdrowia. Izolacja od zarazy zewnetrznej. Obserwacje socjologiczne. Zyc nie umierac!

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo brawo!!! Brawo dla sponsora! Och jakiż zaszczyt Cię kopnął matko... Nie śmiem się chwalić ale również byłam w sierpniu na wakacjach z tym sponsorem. Wszystko super tylko minus za kradzież portfela z dokumentami, upały i brak możliwości korzystania z kibli w salach. A niech się matka zsika, albo zostawi niemowlaka 4mc samego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie samego?! Pod czujną opieką personelu;p Mnie kazali biegać na trzecie piętro, ale łamałam przepisy i sikałam do dziecięcych;p

      Usuń
    2. Ja się dygałam tknąć spłuczki, więc miałam miskę do mycia dziecka ;> Personel w dupie miał czy Ty dziecko zostawisz samo czy je udusisz żeby spokojnie się... A i zapomniałam i jednej atrakcji sezonu upałowego - remont elewacji szpitalnej od 9 rano do 18 wieczorem wraz z sobotą. Czad... Dziecko spało przy dudniącym disco polo bo tylko ono zakłócało walenie w ściany. Polskie szpitale to jak hotele w Dubaju. Aż Wam zazdroszczę tego wypadu przedwakacyjnego w maju.

      Usuń
    3. Nieee, ten oddział tak naprawdę nie jest zły. Czysty, jest wspólna jadalnia dla dzieciaków, świetlica, odmalowane sale i te sprawy. Ja przetrzymam mycie tyłka w umywalce i zimne jedzenie, ważne, że małej pomaga:D Poza tym, to...chyba najlepszy oddział na jakim byłam! Choć najmilszy personel był na chirurgii. Najgorsze warunki dla dzieci były na zakaźnym, a ratunkowy...nie pamiętam, byłam tam tylko raz i krótko. Zanim wyszłam z szoku po tym co Helka odwaliła, wypisali nas i niewiele pamiętam;D

      Usuń
  3. Ehh bidne Wy. Ja raz byłam na takich wakacjach i dziękuję, więcej mam nadzieje że nam się nie zdarzy. Szpital to ewidentnie nie najlepsze miejsce dla dzieci. Trzymajcie się!

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby tych wizyt jak najmniej było....

    OdpowiedzUsuń
  5. Hoho to sie sponsor postarał :D Pięknie :) heh. A bez zartu to oby jak najmniej takich wizyt

    OdpowiedzUsuń
  6. Ooo! Miałaś podwieczorek? Ja nawet tego nie dostałam... :) swoją drogą pobyt w szpitalu to najlepszy sposób na drastyczne odchudzanie i odebranie resztek sił. Ja po tygodniowym "spa" na laryngologii wróciłam z gorszymi zawrotami głowy niż tam pojechałam...

    OdpowiedzUsuń