poniedziałek, 8 lutego 2016

Kurza ślepota Vs potęga wyobraźni.

-Heleno, powtarzam po raz setny: ZAŁÓŻ BUTY! Za moment musimy wyjść z domu.
-mamoooo! Zalaz, jezdzę na koniu! Spójz, jest niebieski i ma tęcowy ogon! Jadę z nim do blokacialni, zeby poblokatować mu kopyta!-rzecze nieco urażona matczynym pokrzykiwaniem Helka.
-córeczko, załóż buty, bo znów się spóźnimy.-cedzi przez zęby Matka Rak, jednocześnie tuszując sobię rzęsy  prawego oka. W tym momencie Helka z impetem rzuca się na drzwi wejściowe. Głośne ŁUP sprawia, że ręka matki uzbrojona w uczernioną szczoteczkę drży. 
-Helu...- nie dane jest kobiecie skończyć, gdyż córka przemknąwszy przez korytarz i otwarte drzwi łazienki rzuca się barkiem na kabinę prysznicową. Tym razem to już nie jest ŁUP. To potężne JEB! Szczoteczka od tuszu ląduje w oczodole i w tym samym momencie kończy się resztka cierpliwości. Helka bynajmniej, nie traci czasu. W kilku susach na powrót przemierza korytarz i rzuca się na drzwi, po czym pokonuję tę samą co poprzednią trasę i podejmuje kolejną próbę zdemolowania kabiny prysznicowej. ŁUP JEB ŁUP JEB!
-Co Ty wyprawiasz?! Zwariowałaś?! Natychmiast przestań i załóż te przeklęte buty!!!!
Helka staje w bezruchu i oczami pełnymi żalu wpatruje się we wrzeszczącą matkę.
-ale... mamuniu... koń mnie poniósł i nie mogę go postsymać! Cy ty naplawdę nie widzis?
 Mrugnąwszy kilka razy rozmazanym i załzawionym okiem kobieta zdała sobie sprawę z przykrego faktu- nie widzi. Oślepła. Ona! Ta sama, która wpatrując się w gwiazdy machała do Małego Księcia i widziała wyraźnie, że on  odmachiwał! Jak to się stało? Kiedy z dziewczynki która z koca w kratkę i krzeseł budowała sobie najprawdziwsze marmurowe pałace zmieniła się w ślepą kurę, dla której wytuszowanie rzęs jest ważniejsze niż ratowanie córki przed zdziczałym poniaczem? Coś jakby wstyd i żal pojawiło się w sercu Matki Rak i w jednej sekundzie wyparło całą złość, która jeszcze przed chwilą buzowała w każdej komórce. I może to ten wstyd, a może wygięte w podkówkę usta i pełne żalu spojrzenie, a może po prostu łzawienie wywołane włożeniem szczoteczki do oka sprawiło, że wzrok kobiety poprawił się i wyostrzył. I oto stał przed nią! Niebieski jak wieczorne niebo i dziki jak wyobraźnia która go zrodziła!
-nooo, tak nie będzie! Żeby jakaś wściekła  chabeta rzucała mi dzieckiem o ściany?! Złapmy tego dzikusa!
Twarz Helki rozpogodziła się w ułamku sekundy.
-ale jak?! On jest za silny!
-mam lasso!
-mamoooo, to jest magicny koń!
-a moje lasso to nie? Ty wiesz z czego ja je zrobiłam?
-lasso to snurek...
-oooooo nie! To nie sznurek, to... warkocz najprawdziwszej komety! Specjalnie do łapania magicznych niebieskich koni.
-łaaaaaaał! Daj potsymać! Ja chcę, ja chcę!

Kilkanaście minut później wyszłyśmy z domu. Uśmiechnięte, szczęśliwe i mocno spóźnione. To zrozumiałe. Wie o tym każdy, kto próbował zagnać magicznego rumaka do "masyny uspokajającej dla nanibnych koniów". Całe szczęście, po zastosowanej kuracji zwierzak stał się do rany przyłóż. Wyszłyśmy we trzy z klatki schodowej. I wiecie co? Ślepi przechodnie  nie raczyli spojrzeć na niebieską klacz o imieniu Amelia. Ale to jeszcze nic! Pozostali ślepi nawet, gdy Amelce wyrosły srebrzyste skrzydła i szybowałyśmy ponad parkiem. A wystarczyło spojrzeć w górę...;)


 


1 komentarz:

  1. Niestety im więcej mamy lat tym bardziej postępuje ślepota.

    OdpowiedzUsuń