środa, 16 lipca 2014

Przychodzi baba do lekarza...

Matka Rak, jak to matki mają w zwyczaju zwlekała długo. Do lekarza wybiera się od przeszło miesiąca. Decyzję przyspieszyła dokonana dwa dni temu próba samodzielnego zdiagnozowania dolegliwości. Matka diagnozowała się za pomocą Google, a wiadomo przecie, że Google bez względu na to jakie objawy podamy, zawsze diagnozuje tę samą chorobę. Paskudną. Rzuciwszy zatem okiem na to, co wujaszek mi wyświetlił, zamknęłam komputer z mocnym postanowieniem zadbania o siebie. I tak dzisiaj, uzbrojona w kartę dla wybrańców losu (prywatny pakiet medyczny) stanęłam przed drzwiami kliniki. Rano zadzwoniłam żeby się zarejestrować, jednakże pani która odebrała telefon raczyła poinformować, że jak do ogólnego, to mam się nie fatygować, tylko walić jak w dym. No to walę. Pani w recepcji patrzy jak na kosmitkę.
-ale to do południa trzeba było.
-dzwoniłam, powiedziano mi, że godzina nie ma znaczenia. 
-tak, jaaasne. -mówi kobieta.
Teraz to ja patrzę jak na kosmitkę. No baba myśli, że zmyślam! 
-no to ja się dostanę do lekarza, czy nie?
- tak, do dyżurującego.
Pani popatrzyła na moją kartę (tę, co to miała być przepustką do kompetentnej i uprzejmej obsługi) z wyraźną nieufnością. Zadzwoniła w kilka miejsc, wypytała, wreszcie wylegitymowała mnie i zaczęła spisywać formularz. 
-o, pani nie stąd.
-tak, mieszkam tu od przeszło miesiąca.
-a wcześniej? Jakie to województwo?
-pomorskie.
-a jaki numer na receptach tam obowiązuje?
-nie wiem.
-jak to pani nie wie?!
-normalnie, nie wiemy. Żadne z nas nigdy w życiu nie wypisywało recepty.- wtrąca się Rak.
-państwo żartujecie!
-nie proszę pani.
- jedenaście! A opolskie ma na ten przykład osiem!-opryskliwie informuje kobieta.
-aaa...czy ja już mogę do gabinetu? -pytam uprzejmie.Wariatka. Z wariatkami trzeba uprzejmie.
-tak, zaprowadzę panią- mówi łagodnym głosem recepcjonistka i uśmiecha się milutko. Teraz już jestem pewna, że baba szalona.
Wchodzę do gabinetu. Przy biurku siedzi kobieta w sile wieku. No dobra, siłę wieku ma już dawno za sobą. Starowinka siedzi przy biurku. Na drzwiach napisane PEDIATRA. 
-dzień dobry.-mówię. Staruszka milczy. Po chwili odzywa się:
-proszę usiąść!- mówi to takim tonem, jakby mówiła -proszę wyjść!
Siadam lekko zdezorientowana. Opisuję dolegliwości. Kobieta słucha chwilę, wreszcie mi przerywa:
-laryngolog. Wypiszę skierowanie. Pójdzie pani do Iksińsiego, albo Jakiejśtaminnej  na Konopnicką.
-rozumiem. Proszę mi tylko powiedzieć,czy to są publiczne ośrodki zdrowia, prywatne praktyki, czy jakaś placówka współpracująca, ponieważ...
-ja nie muszę pani przyjmować! Jestem lekarzem dużurnym. Pani dolegliwości trwają od miesiąca, nie mają charakteru nagłego! Powinnam odesłać panią tam, gdzie jest pani zapisana!
-??? Ale...ja jeszcze nigdzie...
-za kogo pani mnie ma?! Chyba przychodzi pani do publicznego ośrodka zdrowia, więc ja pani wypisuję skierowanie!
-ale...
-ale dlaczego pani ma do mnie pretensje?!
-ja...jakie pretensje? Ja tylko chcę to zlokalizować.Nie jestem stąd. Łatwiej mi będzie jeśli poda mi pani nazwę placówki. Poza tym, nie mam przy sobie dokumentu ubezpieczenia. I jeszcze chciałabym nie czekać zbyt długo...
-no pani to już mówi taaaakim tonem! 
-jakim tonem? Przecież ja nie mam żadnych pretensji. Chciałam się tylko dokładnie dowiedzieć...
Pani doktor wypisuje skierowani w ciszy. Wreszcie dostaję to, po co przyszłam. Odbieram kartkę i wycofuję się z gabinetu. Tyłem wychodzę, żeby nie pokazywać pani doktor pleców. Ewidentnie szurnięta, z takimi to nigdy nic nie wiadomo, jeszcze by mi skalpel wbiła albo co.
Na parkingu wyjmuję swoją elegancką kartę. Rano przeczytałam na stronie, że to lider prywatnych usług medycznych. Gwarantuje najwyższą jakość, kompetencję, wykwalifikowany personel. Mnie przypadły w udziale dwie wariatki. W dupie z takimi luksusami. Od tej pory chodzę na kasę.

2 komentarze:

  1. Opieka medyczna w naszym kraju jest na poziomie osób rządzących...

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż no... A wystarczyło żeby jakiś jegomość Jagiełło się uśmiechnął z papierka i na pewno by było milej ;)

    OdpowiedzUsuń