sobota, 5 kwietnia 2014

Magia słów.

Pamiętam dokładnie moment w którym z ust Helki padło pierwsze świadome "mamo". W wołaczu! Duma i radość rozpierały me serce i duszę. Oto stałam się matką, nie tylko z racji wykonywanej funkcji, ale i imienia. Tak, od tej pory jestem Mamą. Imię nadane mi podczas chrztu wypadło nieco z obiegu i funkcjonuje już tylko w dokumentach urzędowych, w normalnym życiu słychać tylko : idź do MAMY, daj to MAMIE, chodź do MAMY itd. Niestety, jak to zwykle bywa z magicznymi słowami, nadmierne użycie sprawia, że nieco tracą na wartości. Ba, powiem więcej, stają się swojego rodzaju przekleństwem, bo jak inaczej skomentować fakt, że mój osobisty prawie-latynoski-mąż-kochanek strzela do mnie : MAMO?! Póki co, tylko w sytuacjach neutralnych, ale kto wie, jak sprawa rozwinie się dalej? Jeśli na dobre wejdzie mu to w krew? Już widzę oczyma wyobraźni, jak podczas sypialnianych incydentów zapomina się zupełnie i mówi: -przesuń nogę, MAMO!  Za coś takiego grozi trwała i natychmiastowa amputacja libido. Po czymś takim rozpad związku byłby tylko formalnością! 
No tak, "mamo" z ust męża to nie jest najpiękniejsze, co może się trafić kobiecie, ale z ust dziecka? No cóż, te z Was, które jeszcze tego nie usłyszały i żyją w błogiej nieświadomości, mają prawo uważać, że dziecięce : MAMO, to miód na duszę. Te, które słyszą to od dawna, wiedzą już, że to słowo to również jedno z najbardziej męczących i denerwujących słów na ziemi. Zaczyna się około 7 rano:
-Mamo, wypałam się juz! Wstawamy, lobimy niadanko! Mamoooooo!
Do południa słyszysz to jakieś 500 razy, przy czym zwykle oznacza, że dzieciak czegoś od ciebie chce: mamo, daj to..., mamo, pić!, mamo, siusiu!,mamo,kupę!,mamo, babimy się lazem!, Mamoooooo!
No tak, przesadza- powiecie-wszak dzieciak jakoś musi sygnalizować swoje potrzeby, jest upierdliwy, to fakt, ale jak ma się do niej zwracać? Otóż, marzeniem matki przeciętnego dwu-trzylatka jest, aby dzieciak od czasu do czasu W OGÓLE się do niej nie zwracał! Musicie wiedzieć (ci, którzy jeszcze nie dotarli do tego etapu), że taka gadzina stawia żądania z prędkością 5 na minutę, przy czym w każdym żądaniu pada co najmniej kilka "mamo"(dla podkreślenia wagi sytuacji). Stąd też każde kolejne, zamiast wzbudzać radosnego drżenia serca, jak to było na początku, wywołuje przewracanie oczami, zniecierpliwienie i poczucie osaczenia. Należy jeszcze dodać do tego 1500 sztuk "mamo" bezcelowego:
-mamoooo, mamooooo, maaaaaa... -dochodzi z pokoju. Jako, że dzieciak drze się jak oparzony- biegniesz. A nuż znowu przytrzasnął sobie łapy twoją szkatułką na biżuterię, albo co gorszego? Wpadasz przerażona, a rozkoszny bąbelek siedzący na stercie rozpiżdżonych zabawek dokańcza rozpoczętą myśl:
-...mooooo! O, mamo, babię się klotkami.
Tadaaam! Nie raz dziennie, tysiąc razy dziennie. Jedno dziecko, a wyobraźcie sobie kilka sztuk! Jak pomyślę o tym, ile razy jako dzieciak darłam się pod balkonem: MAMOOO! to mam wyrzuty sumienia! Bo Gaga słyszała to z pięciu gardeł. Ja się nie dziwię wcale, a wcale, że zdarzało się jej zgrzytać zębami i patrzeć na swoje cudowne dzieci z morderczym wyrazem twarzy. Ba, ja się dziwię, że ona nie oddała połowy do szkoły z internatem. Oczywiście, nie zawsze jest tak, że "MAMO" to napis na dropsach. Zdarzają się jeszcze chwile, w których wyraz ów odzyskuje magiczne, chwytające za serce  właściwości. Małe rączki zarzucone na szyję, czarne oczy wpatrujące się w twoją twarz i na koniec: mamo, kokam cię.... Bajka. Już czujesz, to radosne drżenie w klatce piersiowej, już wiesz, że warto, że te wszystkie upierdliwości i podłostki z całego dnia tracą na znaczeniu... i właśnie  wtedy mała gadzina dokańcza frazę:
-...das mi cistecko?



9 komentarzy:

  1. Ot uroki macierzyństwa buehehehe świetnie napisane, ale to już żadna nowość
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Założysz się? Dla mnie to absolutna nowość;D A ile jest naiwniaczek, które jeszcze nie wiedzą...;)

      Usuń
    2. I one się dowiedzą buehehe i cóż za skromność, godna podziwu :-D Podczytuje sobie Twój blog na bieżąco, jak również wcześniejsze Twoje wpisy (jestem tu od niedawna - pierwszy Twój post, który przeczytam był o Twoich ćwiczeniach z Ewą Chodakowską - ubawiłam się przy nim setnie) i co czytam kolejny post okazuje się równie świetny jak poprzedni :-) będę tutaj częstym gościem bo bardzo przyjemnie się czyta.
      Pozdrawiam - Monika.

      Usuń
  2. O mamo, u mnie na razie z dwóch mordek się wydobywa ale najmłodsza też już zaczyna ma-ma-ma - tłumaczę sobie że to jeszcze takie gaworzenie ale... w głębi duszy już się boję jak jak zaczną we trójkę zawijać...

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja jeszcze jestem na etapie samych samych zachwytów: "Maaamooo odeć" i odchodzę tak 50 razy dziennie i dwumna jestem że mamy nowe słowo. Na razie im więcej gada tym bardziej mnie to rozczula, podejrzewam, że jak skończą się nowości słownikowe wejdę na twój level :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko... Ile czekać trzeba na dodatek do tego "mamo" w postaci "kocham cię" czy coś innego równie budującego? ;> Moje dziecko czasem z rozpędu "ma ma ma!" krzyczy do babki... To jest dopiero budujące ;) Co ciekawsze częściej jestem "mamu" niż "mama" i to w sytuacji kiedy nawrzeszczę na Bogu ducha winne dziecię i maluch zaczyna wrzeszczeć w akcie poskarżenia się na rodzicielkę.
    Ps. Świetny teks :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój też próbuje do mnie MAMA mówić. Zawsze ripostuje, że nie jestem jego matką, bo jak robi takie rzeczy jak ze mną z matką (swoją) to ja podziękuje za znajomość. Podirytowany dodaje, że mówi w imieniu córki ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. O dzięki! A jak tak czekam aż usłyszę pierwsze "mamo" zamiast nieświadomego jeszcze bełkotu "mammmaamma". Ale już mi chyba nie spieszno :) Tak z nami rodzicami jest, że czekamy kolejne postępy dziecka z utęsknieniem i niecierpliwością, by zaraz potem je przeklinać :D

    OdpowiedzUsuń
  7. 9 miesięcy temu straciłam status mamy na poczet babci; oj nie wiem czy się cieszyć, czy może boli ta dość nietypowa dla mojej osoby z drzemiącym jeszcze duchem nastolatki fraza BABCIA
    radością i szczęściem napełnia mnie wnuk, ale trudno a zwłaszcza nieplanowanie i niespodziewanie pomimo 9 miesięcy przestawić się na znany z dzieciństwa stereotyp przysłowiowej babci w chuście dostępnej dla wnuków i dzieci, zapominającej samej o sobie
    jeszcze nie tak dawno biorąc udział w shoppingu moich nieposkromionych nastolatek nawoływały mnie zza półek z ciuchami ,, Wilma gdzie jesteś?``, dlaczego tak, ano mamą w takim markecie jest co druga , a Wilma tylko jedna i cóż teraz nawet i tego mnie pozbawiły na wieki....niebawem drugi wnuk, a ja jeszcze zmarszczek nie mam....a nie tak dawno uczyłam je mówić mamo :)

    OdpowiedzUsuń