środa, 11 grudnia 2013

Dzień bez Helki, czyli nudny post o sprzątaniu.

Jestem! Żyję! Przetrwałam. Dzień bez Helki. Stęskniłam się jak głupia, córka za to wcale.  Przekopałam tonę ubrań! Odkryłam przy tym, że moja garderoba dzieli się na cztery kategorie:
- za małe (ze szczupłych czasów),
-za duże ( z "dostatnich" czasów),
-niemodne ( z dawnych czasów),
-dział "ścierwo" ( dresy, tiszerty, rozciągnięte gacie).
 Wyrzuciłam też masę przeterminowanego szajsu z sypialnianej toaletki. W Szufladzie Wstydliwych Sekretów znalazłam gorset w panterkę, w który mieściłam się jakieś sześć kilogramów temu, ale go nie wyrzuciłam. Zostawię sobie, na wypadek gdyby tym razem moja noworoczna dieta doszła jednak do skutku. Umyłam okna, wyprałam firanki i ...zaatakował mnie pająk. Znajomi wiedzą jaki mam stosunek do pajęczaków. Było tak... myję sobie okienną framugę, kiedy nagle pojawia się wielki jak śliwka z owłosionymi nogami potwór. Zareagowałam jak zwykle, darciem mordy. Po chwili uzmysłowiłam sobie, że nie jest to skuteczna taktyka, ponieważ jestem sama w domu. Normalnie proszę Raka, żeby wyniósł stwora na dwór, teraz jednak nie wchodziło to w rachubę. Postanowiłam działać rozsądniej. Schowałam się za kanapę i rzucałam w drania kapciami.Trafiłam na twardego zawodnika,  kapciowe bombardowanie nie pomogło. Z najwyższym obrzydzeniem ( bo wolę bardziej humanitarne rozwiązania) poszłam po odkurzacz. Wysunęłam rączkę tak bardzo, jak to możliwe, włączyłam i wciągnęłam pająka. Myślicie, że to go zabiło? Boję się, że nie. Wyjdzie z worka i ...będzie na mnie patrzył! Tak mówi Rak:
-on ci nie może nic zrobić, co najwyżej na ciebie popatrzy! 
Ja niby to wiem, ale za każdym razem jak spotykam pająka dostaję małpiego rozumu i czuję na ciele łaskotki, jakby stado takich po mnie łaziło. Ot, tyle z ekstremalnych przeżyć podczas odgruzowywania zapuszczonego mieszkania. A nie, jest coś jeszcze. To dopiero hardkor! Jadłam pizzę siedząc sobie na środku salonu. Taką pizzę z GLUTENEM. Zwykle specjały tego typu ( niezmiernie rzadko) jem  nad zlewozmywakiem, żeby nie kruszyć. Skulona, jak przestępca. Jeszcze mam poczucie winy. A dzisiaj jak normalny człowiek- prosto z kartonu! Odkurzałam potem pół godziny, na wypadek, jakby jednak coś mi spadło.
Do Baci Gagi dzwoniłam ledwie szesnaście razy ( co  podzielone na jedenaście godzin daje całkiem przyzwoity (jak na mnie) wynik).  No i to tyle. Napracowałam się, zmęczyłam i ... odpoczęłam.  Tak to już chyba jest z dniem bez dziecka...

6 komentarzy:

  1. No matka musisz większy rozmiar kapcia kupić, jak następnym razem będziesz bombardować. większa powierzchnia, większe prawdopodobieństwo trafienia;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszę nie na temat, ale przed chwilą przez przypadek skasowałam Twój ostatni komentarz.
    Kurde.
    Mogłabyś jeszcze jeden napisać, ten o wykształceniu podstawowym? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chce mi się! Ładnie cenzurujesz! Niby przypadkiem...;) Serio-nie chce mi się, bo ja po części się zgadzam ze wszystkim co tam napisane. Mimo to, uważam, że pomagać trzeba, nawet tym nic nie wartym:)

      Usuń
  3. Nie ma to jak porządki w szafach. Ja co roku, na wiosnę też o dziwo wyrzucam masę "tych niepotrzebnych". Sama nie wiem skąd się biorą w mojej szafie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza, że my przecież prawie nic nie kupujemy i nigdy nie mamy co na siebie włożyć:)

      Usuń