niedziela, 23 sierpnia 2015

Baba z wozu, ojcu lżej...

Życie matki to kraina szczęśliwości. Uśmiechy, pocałunki, czułości, troska, ,,mamo pić", ,,mamo, siku", ,,mamo, jeść". Szczęście tak skutecznie i szczelnie wypełnia codzienność przeciętnej rodzicielki, że z czasem zaczyna ona tęsknić za nudą i samotnością. Zwłaszcza za tą ostatnią. Po blisko czterech latach macierzyństwa doszłam do momentu, w którym samotna wyprawa do śmietnika to relaksacyjny spacer. I czekam na niego z utęsknieniem! Nic dziwnego, że usłyszawszy od córki : nie idę z tobą na spacel i do sklepu, wolę zostać w domu z tatusiem- poczułam, że moje ciało przechodzi dreszcz rozkoszy. Półtorej do dwóch godzin samotności! Nie namawiając i nie ponawiając propozycji, zarzuciłam na usta neonową czerwień  i wybiegłam z domu. Oczywiście, nie byłabym matką, gdybym przedtem nie wydała Rakowi dyspozycji: uczesać,nakarmić, przebrać, wyjść do parku. I poszłam! Oczywiście na obcasach! Chodzenie w butach na obcasach bez obciążenia w postaci szarpiącego cię za ręce dziecka, to jedno z bardziej niedocenionych doświadczeń. No więc szłam sobie przez miasto pławiąc się w tej przyjemności. Ignorowałam kamyki i liście, lekceważyłam patyki, a co najważniejsze: deptałam po liniach! Marudziłam w drogerii, oglądałam ubrania, których nie zamierzałam kupić, niespiesznie czytałam etykiety. I wtedy dopadło mnie to, co po pierwszej euforii dopada wszystkie matki-tęsknota. Uznawszy, że czas najwyższy na powrót na łono rodziny, postanowiłam pójść prosto do parku. A tam... 
Raka zauważam od razu. Mój przystojny brodaty drwal siedzi sobie z wyrazem najwyższego zadowolenia. A ubrany! Prawilne dresiwo, którego nie pozwala mi spalić, bynajmniej nie podkreśla jego atutów. Nic to,- myślę sobie- usiądę dwie ławki dalej, będzie dobrze. I wtedy wzrok mój pada na małą, brudną istotę grzebiącą patykiem w ziemi. Istotka ma włosy jakby piorunem czesane, a ubrana jest z taką niestarannością, że nie potrafiłabym skonstruować takiej stylówki, nawet gdybym trzy dni kombinowała. Całości dopełnia czerwona plama w centralnym punkcie koszulki, podciągnięte do kolan skarpetki w paski, oraz dwu centymetrowa warstwa brudu i kolorowej kredy. Dopiero, kiedy  stworzenie uśmiecha się ukazując ostre kły, rozpoznaję- Helka. Moja piękna córka. Rozglądam się nerwowo, czy nikt nie zawiadomił odpowiednich służb- zapuszczony dzieciak ze slamsów wzbudza przecież instynkty opiekuńcze. 
-Raku! Uczesałeś ją?
-eeee, nie... zapomniałem.
-nakarmiłeś?
-eee, nie złożyło się.
-przebrałeś?
-eee, nie widziałem potrzeby, przecież jest ładnie...
Oczami rzucam gromy, a w myślach kompletuję epitety: bezużyteczny, głuchy, nieodpowiedzialny...
Z rozmyślań wyrywa mnie podekscytowany głos Helki:
-mamo, tata mnie naucył nowych zecy! Zobac jak umiem jeździć na loweze! 
Oglądam nowo nabyte  umiejętności z podziwem. Brudna, bo brudna, ale jak wymiata! Wiem, że nie pozwoliłabym jej na to. 
-jesce umiem się wspianać na samą gólę tamtej dlabiny dla duzych dzieci! Juz się nie boję! 
Patrzę z zawstydzeniem na brudną, szczęśliwą twarzyczkę. 
-no dobra. Niech wam będzie. Jutro też pójdę sama na zakupy.
Rak uśmiecha się z wyższością. Pozwalam mu. Przebiegły uśmiech godny starej lisicy zostawiam dla siebie. Właśnie upiekłam dwie pieczenie na jednym ogniu;)




3 komentarze:

  1. O tak... Ojciec potrafi ;) Co tam takie przyziemne sprawy jak czesanie czy higiena, tutaj stawiane są fundamenty ojcowskiego autorytetu! No ;)
    Ps. W praktyce u Mamilli podobnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Skąd ja to znam, hihihi :D
    Od jakiegoś czasu pracuję w domu, przez co częściej niż do tej pory zlecam opiekę nad dzieciaczkiem mojemu mężczyźnie. Pogoda piękna, ja miałam zlecenie, no więc chłopcy - wypad na spacer. Spokojnie robiłam co do mnie należy, aż po dwóch godzinkach niczym nie zmąconej ciszy wrócili oni - od stóp do głów brudni tak, że ciężko poznać, czy moje dziecko to faktycznie moje dziecko, nie mówiąc o partnerze... Ciuchów z pamiętnego spaceru nie doprałam do dziś... Ale dziecko wróciło uśmiechnięte tak, że aż serducho rośnie... No więc jak im nie pozwalać na takie harce? ;)
    Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo to wszystko miało ten nadrzędny cel dwóch pieczeniu z założenia ustalony ;) Przyznaj się ;)

    OdpowiedzUsuń