Powody dla których wolno dręczyć Helkę:
bo jest śliczna,
bo ma ładne warkoczyki,
bo podeszła,
bo chłopcy już tacy są,
bo widocznie ją lubią.
Niestety, żadnego z ww "argumentów" nie wymyśliłam. Wszystkie usłyszała moja pięcioletnia córka, kiedy próbowała szukać pomocy przed niewłaściwym zachowaniem kolegów. Kolegów- normalnych chłopców, nie psychopatycznych morderców. Niech nikt nie myśli, ze w swoich feministycznych poglądach zapędziłam się tak bardzo, żeby kilkuletnich chłopców traktować jak zwyrodnialców! Ale wróćmy do Helki. Otóż, zaczęła się skarżyć na niewłaściwe zachowanie kolegów. Że szarpią, że ciągną, że nie słuchają gdy mówi nie, że ganiają całą bandą, a ona się boi.
-a mówiłaś im, że nie chcesz się tak bawić?
-czasem tak, a czasem nie. Jak mnie ciągną to im to mówię, ale jak mnie gonią to uciekam, bo się boję, że mi wydłubią oko.
-straszą cię, że ci wydłubią oko?
-nie, ale się boję, że mi wydłubią.
-...no dobrze, robimy tak. Następnym razem nie uciekaj. Stań i powiedz głośno, ze nie chcesz się tak bawić. Nogą tupnij, zmarszcz brwi i krzycz głośno. Jeśli nie posłuchają, idź do pani po pomoc.
-a oko?
-nie wydłubią. Wydłubanie oka jest trudniejsze niż by się mogło wydawać.
-ale na pewno?
-na pewno. Mów im NIE, ale jeśli nie słuchają, idź do nauczycielki, dobrze?
-tak zlobię.
Tak zrobiła. w odpowiedzi usłyszała, że to jej wina bo... podeszła. Że ma się z nimi nie bawić. Chłopcy nie usłyszeli niczego. Kilka dni później na urodzinach kolegi mogłam na własne oczy zobaczyć w czym rzecz. Istotnie, Helka jako żwawa dziewczynka z poczuciem humoru cieszy się sympatią męskiej części grupy. W dodatku, sama szuka towarzystwa kolegów i chce się z nimi bawić. I dobrze! Problem pojawia się, gdy chłopcy zbijają się w "bandę". Wiem, że "banda" to normalna forma funkcjonowania kilkuletnich facetów, szanuję. Problem pojawia się, gdy rzeczona zgraja postanawia za wszelką cenę złapać małą dziewczynkę i przykładowo, wbrew jej woli wciągnąć na trampolinę lub do basenu z piłkami. Jeśli dziewczynka chce się bawić w porwanie i robić za zakładnika, nie ma problemu, ale co, gdy nie chce i głośno to wyraża? Kilkanaście pierwszych minut przyjęcia minęło mi na uspokajaniu dziecka. Helka płakała i to co widziałam zupełnie jej reakcję uzasadniało. Ledwie weszła na salę gdy czterech chłopców( a każdy wyższy o głowę) rzuciło się na nią. Zdaję sobie sprawę, że chłopcom chodziło jedynie o zabawę, nie o dręczenie, ani nawet nie o wydłubanie oka, ale jeśli jesteś małą dziewczynką, wygląda to mniej niewinnie. Zapłakana Helka rzuciła się do ucieczki a chłopcy w pościg. Helka skryła się za maminymi plecami, a Matka Rak dopadła jednego z napastników. "Przemocowiec" miał jakieś metr dwadzieścia wzrostu i poważne braki w uzębieniu. Ponadto, był absolutnie cudny.
-cześć- rzecze łagodnym głosem Matka Rak.
-eheee- odpowiada zawstydzony chłopczyk.
-powiesz mi, co robisz?
-babwie się- odpowiada (brak górnych jedynek i fakt, że cały czas szeroko się uśmiecha nie ułatwia mu zadania).
-a zechcesz spojrzeć na Helę?- tu matka wyciąga córkę zza pleców.-spójrz, ona płacze. Czy to jest jeszcze zabawa, gdy ktoś płacze?
-yhy...no nie...- odpowiada skonsternowany, ale nadal uśmiechnięty chłopczyk.
-no właśnie. Następnym razem zapytaj, czy ona chce się z tobą bawić w ten sposób, dobrze?
-yhy...dobrze...-odpowiada szczerbatek i nie oglądając się za siebie biegnie do kumpli.
-widzisz, Helu, on nie wiedział, że to nie jest fajna zabawa. Nie chciał ci wydłubać oka, ani zrobić krzywdy. Może nikt z nim na ten temat nie rozmawiał...
-ojej, a co się stało?- pełny troski głos jednej z mam przerwał mi przemowę.
-chłopaki mnie ciągną i szalpią- odpowiada Helka.
-aaaaa, no tak- uśmiecha się kobieta- wiesz, to dlatego, że jesteś śliczna. A jakie masz piękne warkocze! Chłopcy zawsze ciągną za warkocze jak im się dziewczynka podoba. Już tak mają.- odpowiada natchnionym tonem.
W tym momencie łapię kobietę za blond czuprynę i doprawiam ciosem z płaskiej ręki w potylicę, wrzeszcząc: masz śliczną fryzurę, lubię cię! Już tak mam!
No dobra, nie zrobiłam tego, tak mi tylko przyszło do głowy po fakcie. Zamiast tego wyszczerzyłam oczy i otworzyłam usta. Kobieta poszła raczyć salomonową mądrością innych, a ja wytłumaczyłam Helce, że nikt nie ma prawa jej szarpać, ciągnąć za włosy i zmuszać do robienia rzeczy których nie chce. Zaznaczyłam rzecz jasna, że to dotyczy również jej ( nie jestem przecież naiwniarą). Kilkanaście minut później piłam kawę i obserwowałam Helkę bawiącą się z bezzębnym kolegą. Piękny obrazek, zważywszy na fakt, że Helka również prezentuje imponującą bramę, tyle, że w dolnej szczęce.
A teraz puenta.
Wychowanie seksualne to nie zakładanie prezerwatywy na banana i nauka pozycji seksualnych. Człowiek, od początku jest istotą seksualną. Wiem, że żyjemy w przedziwnych czasach w których z jednej strony erotyzm i pornografia dostępne są praktycznie na każdym rogu, z drugiej samo słowo SEKS wzbudza panikę. Słowo SEKS w odniesieniu do dzieci wzbudza panikę podwójną. Przeciwnicy edukacji seksualnej postrzegają ją jako demoralizację i nakłanianie do rozwiązłości, tymczasem seks to również płeć, zachowanie płciowe człowieka, nauka o anatomii. Wychowanie seksualne obejmuje również naukę szacunku do swojego i cudzego ciała. Nie rozmawiając z naszymi dziećmi o ich ciałach, nie mówiąc o granicach i intymności narażamy je na niebezpieczeństwo.Zaraz zaraz, co mają chłopcy ciągnący dziewczynki za włosy do edukacji seksualnej? Ano to, że jeśli chłopców, którzy dziś łapią za włosy koleżanki nie nauczymy pewnych zasad, mamy szansę na to, ze za kilka lat będą łapali koleżanki za pośladki. A co z dziewczynkami, których również nie nauczymy, że mają prawo do sprzeciwu i do rządzenia własnym ciałem? Dziś po prostu "przestaną podchodzić do chłopców", za kilka lat nie będą potrafiły reagować na poklepywanie i ohydne uwagi, bo przecież usilnie wkładamy im do głów, że "chłopaki tak mają".