Kobiety należy bić z kilku powodów. Po pierwsze, jako istoty niższego rzędu i słabszej konstytucji umysłowej, niewiasty potrzebują silnego przewodnika. Grzeszna i kapryśna natura kobiet sprawia, że stoją one niżej od mężczyzny. To zrozumiałe. Ponadto, płoche kobiece umysły niezdolne są do głębszych analiz i właściwych mężczyznom przemyśleń. Kobiece umysły schodzą zatem na manowce, a rolą dobrego męża jest sprowadzenie ich na powrót na właściwą ścieżkę. Wiadomym, że męskiej retoryki kobieta nie jest w stanie pojąc, zaleca się zatem skarcenie małżonki. Należy pamiętać, aby kara nie była zbyt okrutna-wszak działamy z dobrych pobudek. Kij do nawracania małżonki na właściwe tory winien być nie grubszy niż kciuk męża, albowiem grubszym moglibyśmy narobić nieestetycznych śladów, a to jednak marnotrawstwo. To tyle, jeśli idzie o wyższe sfery. W niższych nikt nie przejmował się ani nieestetycznymi śladami, ani próbami nawracania błądzącego umysłu kobiety. Baby dostawały łomot za niesubordynację, za słoną zupę, za niewłaściwe odezwanie się do zmożonego bimbrem małżonka, za wrzeszczące dzieci. Oczywiście, powody podbitych oczu i wyrwanych kłębów włosów bywały bardziej przekonywające, przykładowo ten: jak mąż żony nie bije, to jej wątroba gnije. I tak w trosce o moralność, przyszłość i wątrobę kobiety, mąż lał żonę ku złośliwej satysfakcji sąsiadów i przy pełnej aprobacie rodziny. Coś Wam to przypomina? Nie? Więc przeczytajcie jeszcze raz, tyle, że w miejsce kobiet wstawcie dzieci, a w miejsce mężów-rodziców. Tak, w dzisiejszych czasach możesz się dowiedzieć, że dzieci, jako istoty niższego rzędu, o wiele głupsze od dorosłych, potrzebują silnej ręki, aby wyjść na ludzi. Bez lania nie można wychować dziecka, gdyż argumenty dorosłych są dla ułomnego umysłu nie do ogarnięcia. Oczywiście, nie należy katować dzieci- co to to nie, ale rezygnacja z okładania ich po tyłkach (a w praktyce również szarpania i ciągania za uszy) jest błędem, bowiem brak lania wypacza dziecięcy charakter dokładnie w ten sam sposób, w jaki dawniej wypaczał kobiecy. Przez kilka pokoleń kobiety walczyły o to, aby świat uznał je za LUDZI. Wcześniej były pozbawioną praw kategorią podczłowieka. Emancypantki walczyły za nas, za przyszłe pokolenia kobiet. Dziś cała masa pozbawionych refleksji matek własne niepowodzenia na polu wychowawczym uzasadnia dokładnie tak samo, jak dawniej mąż-oprawca uzasadniał potrzebę okładania żony.
Daleka jestem od skazania na łagry każdej matki która nie wytrzymała i dała się ponieść emocjom. Nie chodzi o to, aby odbierać im dzieci i publicznie linczować. Należy im pomagać, edukować, tłumaczyć. Znam masę kobiet, które przyznają: uderzyłam, ale wiem, że zrobiłam źle. Walczę, aby więcej się nie złamać. Znam kobiety, które biły, bo "dawniej to było normalne", ale wiedząc tyle ile dziś mówią: to był błąd. Wreszcie znam kobiety, które mówią: mnie bili i wyrosłam na ludzi! I to jest prawdziwy kosmos! Przeczytałam dziś słowa troskliwej matki, która twierdzi, że bicie kablem naprostowało jej charakter. Nie muszę się wysilać, aby domyślić się w jaki sposób rzeczona kobieta dba o rozwój moralności u własnego potomstwa. Ja rozumiem, że ona sama jest ofiarą "dawnych" czasów. Mogę pojąć, że w znoju codzienności nie ma czasu na refleksję. Nie mogę jednak pojąć, że w kraju w którym prawo gwarantuje dziecku nietykalność cielesną, publiczne wyznanie : biję swoje dziecko, nie niesie za sobą żadnych konsekwencji. Gdybym napisała, że ukradłam rower spod sklepu, internauci doprowadziliby mnie na komendę w trybie ekspresowym! W jedynym głośnym jak dotąd procesie o stosowanie kar cielesnych wobec dziecka, sąd orzekł, że ręczne karcenie nie wykazuje znamion przestępstwa. Co ciekawe, popychanki w celebryckim klopie pomiędzy Dodą a Szulim- wykazują, wszak to pobicie!
Zagotowałam się, przyznaję. Nic tak bardzo mnie nie mierzi jak przemoc wobec słabych, jak poniżanie dzieci, jak pieprzenie głupot typu: jak nie wlejesz gówniarzowi, to cię nie będzie szanował. Słyszałam to od człowieka, który z dorosłymi już dziś dziećmi nie ma żadnego kontaktu. Widocznie za mało lał, że nawet w święta nie dzwonią. Wreszcie, denerwuje mnie fakt, że polskie czy jakiekolwiek prawo, potrzebuje specjalnego artykułu aby bronić dziecko przed biciem. Bo przecież powinien wystarczyć ten:
Art. 217. § 1. Kto uderza człowieka lub w inny sposób narusza jego
nietykalność cielesną, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności
albo pozbawienia wolności do roku.
Fakt, że nie wystarcza, świadczy tylko o jednym: dziecko to nie człowiek. Wszystkim mamom strzelającym po tyłkach swoim dzieciom, przypominam: całkiem nie dawno ty też nie byłaś człowiekiem. Ktoś o ciebie walczył. Dlaczego nie walczysz o własne dziecko?