Jak każda szanująca się polska rodzina, postanowiliśmy uczcić weekend wspólnym wypadem do centrum handlowego. Był czas, kiedy szydziłam z tego typu wątpliwych rozrywek, ale jak zwykle: ideały swoje, a życie swoje. Trzeba jeść, trzeba się ubrać a w tygodniu nie ma szans na duże zakupy. Rak pracuje do późna, a Matka...jakby to... mam! Ośrodki Ruchu Drogowego w tym kraju sprzysięgły się aby nie dać Matce Rak prawka. Jest to naturalnie spisek, nie mający żadnego uzasadnienia w prezentowanych przez w/w umiejętnościach. Zawiść i małostkowość oto co łączy wszystkich egzaminatorów z którymi do tej pory poszkodowana miała styczność. No bo jak to tak,że podwójna ciągła, że lewo zamiast prawo, że pod zakaz wjazdu- to zaraz trzeba oblewać?! Chyba pójdę z tym do Sztrasburga, bo w tym kraju nie ma sprawiedliwości! Dobra, dobra, wracam do sedna: brak prawka uniemożliwia kobiecie podróż do świątyni konsumpcji w tygodniu. A zresztą, kogo ja chcę oszukać? I tak nie poszłabym z nią sama do sklepu z ubraniami, bo strach Pokusiłam się raz. W ramach żartu odsłoniła mi kotarę przebieralni i to akurat w momencie, kiedy ze spodniami spuszczonymi do kostek próbowałam wyplątać głowę i ramiona z sukienki w rozmiarze S, którą optymistycznie zabrałam do przymiarki. Żart się udał, bo dzieciak był równie wesół, co reszta klientów. Od tamtej pory sklepy odzieżowe omijamy szerokim łukiem. No chyba, że tak jak ostatnio- towarzyszy nam Rak. We dwoje mamy większe szanse na ujarzmienia żywiołu zwanego Helką. I tak nie jest łatwo! Wszelkie próby tłumaczenia dziecku, że nie wolno czegoś dotykać spełzają na niczym.
Jako świadoma swoich praw konsumentka, Helka wie, że wolno jej dotykać , przymierzać i testować do woli. Ściaga wieszaki, biega po sklepie, chowa się między ubraniami i czeka, aż usłyszy spanikowany głos matki: Helu, Helusiu, Helena!!! Raczek, nie ma jej! -wybiega wówczas z ukrycia szczerząc kły i ciesząc się ze szkód w psychice, których doznała rodzicielka. Ani: bo się zgubisz i nie wrócisz do domu!, ani: bo mama dostanie zawału i zejdzie!, ani nawet: bo nie zobaczysz słodyczy do osiemnastych urodzin!, nie przynoszą rezultatu. Nic nie jest w stanie wyprostować spaczonego helkowego poczucia humoru. A już najgorzej jest, jak pomaga! -mamo, a to się psyda?-wrzeszczy, ciągnąc po podłodze stos sukienek. Panie z obsługi sklepu rzucają takie spojrzenia, że skóra na karku cierpnie ze strachu. Mnie, Helka ma to w poważaniu. Ludzie patrzą z dezaprobatą: kolejna ofiara bezstresowego wychowania! wisi w powietrzu. Robiąc dobrą minę do złej gry zbieram z podłogi lumpeks zaprowadzony przez dziecię i tłumaczę: -nie wolno tak robić...bla..bla...bla. Naturalnie Helka już tego nie słyszy, bo w drugim końcu sklepu ściąga szmaty z innego wieszaka.W takich momentach pojawiają się wątpliwości, pytam więc Raka, który próbuje wybrać kilka ciuchów:
-kochanie, przypomnij mi dlaczego zabraliśmy ją ze sobą?
-bo nie mieliśmy jej z kim zostawić.
Po chwili dziecko demoluje wystawę ( zobac mamo, jakie ślicne. Psyniosę ci to!) oraz zagląda obcym do przymierzalni.
-kochanie, przypomnij mi dlaczego dzieci nie wolno bić?
-bo to oznaka słabości charakteru, braku szacunku i empatii. Bo to nieskuteczne, niemoralne i niezgodne z prawem.
-okej, przypominaj częściej.
Kiedy niezbędne rzeczy zostają wybrane i czas udać się do kasy, dziecko jest już "na uwięzi". Trzymane za rękę całą mocą matczynego uścisku. Myli się jednak ten, kto myśli, że dalej pójdzie z górki. Wystarcza bowiem sekunda nieuwagi, aby więzień czmychnął, wdrapał się na drewnianą półkę i ku uciesze gawiedzi na całe gardło wyśpiewał przebój: wlazł kotek na płotek po żerdziiiii, najadł się kapusty i pierdziiiiii!
-kochanie, przypomnij mi dlaczego my wogóle postanowiliśmy mieć dziecko?
-aż takiej pamięci to ja nie mam...